niedziela, 16 sierpnia 2015

Rozdział 61.

- Wszystko w porządku ?! - krzyknęłam pytając Evę.
- Nic mi nie jest, ale to ja powinnam o go spytać ciebie - odpowiedziała.
- Spokojnie potłuczone kości to u mnie prawie codzienność. Ale co tam ja. Co teraz zrobisz ? Cyba nie wrócisz do domu ? - zaczęłyśmy iść.
- No raczej. Na razie nie mierzam tam wracać.
- Dobra, to chodź do mnie. Chwilowo mam wolną chatę.
- Ej no, nie mogę się na to zgodzić. I tak już teraz dużo mi pomogłaś.
- To co zrobisz ?
- Spokojnie, pójdę do przyjaciółki. Na szczęście ojciec nie zna moich znajomych.
- Ta, wzorowy tatuś. No ale to dlaczego oni cię gonili ?
- Ech. Widziałam jak ojciec i reszta robią interesy. Kiedyś to było nic, bo byłam dzieckiem, ale teraz to się zmieniło.
- No tak, ale to pewnie nie wszystko.
- Niestety. Od jakiegoś czasu ludzie ojca przystawiają się do mnie, to znaczy, yh, po prostu, oni wiesz, oni chcą wykorzystać mnie... seksualnie.
- Jasna cholera ! I twój ojciec nic z tym nie robi ?
- No niby jak, jak robi to samo co te zbiry.
- Jeeju, ale bym im wszystkim przypieprzyła. Może jednak zostaniesz u mnie ?
- Nie zostanę, mogą się domyśleć, że mogę  być.
- Masz rację.
- Dobra lecę, bo późno, a moja przyjaciółka nie spać wiecznie nie będzie.
- Okay trzymaj się, dzwoń w każdej złej chwili.
- Będę pamiętać, pa ! - pożegnała się i ruszyła w drogę jak oparzona. Sama nie pewnie połam do domu, spoglądając co jakiś czas na szybko idącą Evę. W domu napiłam się wody i położyłam się do łóżka,  było już po północy. Zanim usnęłam minęło chyba ze dwie godziny, myślałam o Evie, ale w końcu zapadłam w sen ze zmęczenia. Długo nie pospałam.  Usłyszałam swój mocny dzwonek telefonu i tak wyrwał mnie ze snu, że prawie z łóżka spadłam. Nie trzeba było się dziwić, jako dzwonek ustawiłam sobie kawałek Rammsteina. Dzwonił do mnie gościo z jakiegoś baru. Richard i jego koledzy trochę zabawili. Koleś powiedział, że to do mnie podano numer telefonu i że jestem osobą, która może ich z tam tąd zabrać. Nie podobało mi się to, ale powiedziałam, że przyjadę jak najszybciej. Tylko wtedy jeszcze nie ogarnęłam czym i jak.
Będąc już na miejscu, okazało się, że Richard i jego dwaj koledzy ledwie co trzymali się na tyłkach. Siedząc się przewracali. Ma takie: "Mother of God" i ledwie się zorientowałam, że podszedł do mnie pracownik lokalu.
- Pani do tych trzech ? - spytał miły, krótko włosy brunet, który był całkiem przystojny i ubawiony sytuacją, z resztą nie tylko on.
- Tak - odpowiedziałam trochę zażenowana, ale jednak bardziej powstrzymując się od wybuchu śmiechu, uśmiechając się szeroko.- Może pan zamówić taksówkę ? - dodałam po chwili, on kiwną głową i odszedł na chwilę. Popatrzyłam się na uchlanych trzech gliniarzy i zaczęłam rozglądać się gdzie jest Rex. W ogóle nie mogłam pojąć, jak można było wziąć psa na libację alkoholową. Nie pojęte to było dla mnie. Biedne zwierzę chyba miało dość przebywania w głośnym pomieszczeniu. Gdy pracownik tej placówki przyszedł i poinformował mnie, że taksówka już jest, wzięłam się za ewakułowanie Richarda i jego dwóch kolegów. Gdy pieszego z nich wzięłam prawie całego na plecy, znowu pojawił się koleś który tam pracował.
- Może pomóc - spytał uprzejmie chłopak.
- Nie, nie trzeba. Wy i tak już pewnie się z nimi trochę pomęczyliście. - powiedziałam i kontynuowałam swoją wykonywaną czynność. Gdy ich dotachałam taksówki ruszyliśmy w trasę. Najpierw dom gościa, dla którego była ta impreza, czyli Petera Höllerera, potem Alex Brandtner i na ostatku Richard w gratisie ze mną. Będąc w domu i na swoim łóżku, poczułam ulgę, że to już koniec tego wszystkiego. Czułam jak wszystka mnie boli po tym tachaniu po dwa razy trzech dorosłych mężczyzn.


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

I jest kolejny rozdział =D
Zbierałam się do napisania chyba ze dwa tygodnie jak nie więcej XD
Mam nadzieję, że temu kto to jeszcze czyta podobało się =)
Następny jest w około połowie gotowy, ale to tak n marginesie ;-)