niedziela, 8 listopada 2015

Rozdział 66.

Blondynka obeszła łóżko w tę i we w tę. Zmieniła mi kroplówkę, cokolwiek to było, spojrzała na mnie, popatrzyła chwilę na mnie, a potem spoglądała raz na mnie, raz na kroplówkę, którą zmieniała.
- Spokojnie, nic ci nie zrobię. Po tym będzie ci lepiej. - powiedziała i skomentowała, to co robi. - Nie lubisz spać. Wczoraj w nocy cię przywiozłam i minęło nie wiele więcej niż jedna doba.
- To ty mnie rąbnęłaś autem? - w końcu odezwałam się i spytałam.
- Niestety tak.- posmutniała sztucznie. -  Ale spokojnie. Masz mocno stłuczoną kostkę i nie głęboką ranę na brzuchu. Poleżysz trochę, będziesz słuchać moich zaleceń i będzie wszystko okay.
- Powiedzmy, że ci wierzę. - stwierdziłam. - Z uwagi na to, że nogą prawie ruszać nie mogę, spokojnie będę sobie tu leżała. - pod koniec mojej wypowiedzi wrednie się uśmiechnęłam. Nie mogłam sobie przypomnieć, gdzie tę dziewczynę widziałam. Kiedy wyszła, próbowałam sobie przypomnieć, ale po dłuższej chwili dałam sobie spokój. Postanowiłam skontrolować uszkodzenia mojego ciała. Rana na brzuchu okazała się być nie wielka i nie wielki opatrunek wystarczył, zaś z kostką było o wiele gorzej, cała sina i ledwie czułam, że w ogóle ją mam prze ból.

*

Leżąc przez dłuższy czas, powoli zaczęłam bzikować. Trochę tam poleżałam i nogo mnie mniej bolała. Nie wiem ile tam leżałam, ale musiało minąć trochę czasu. Postanowiłam wstać choć na chwilę z łóżka. blondynka zaglądała do mnie tylko dać mi wodę, czy coś do przegryzienia. Nie pomagała ani nie pozwalała chociaż wyprostować nogi po przez spacer chociażby po pokoju. gdy udało mi się wstać, podeszłam do okna, delikatnie stając na chorej, prawej nodze. Oglądając obraz zza szyby okna, nie widziałam w pobliżu żadnego domu. Wokół były pola uprawne, gdzie indziej opuszczona działka z opuszczonymi domami wpadającymi w ruinę lub były ruiną. Domyślałam się, że jestem na obrzeżach miasta, niedaleko miejscowości w której mieszkałam, no ale jest trochę kilometrów prostej drogi. Podążając za potrzebą, wybrałam się w podróż w celu poszukiwania toalety. Na długim korytarzu było pięcioro drzwi, łącznie z tymi prowadzącymi do pokoju w którym leżałam. Wchodząc za próg pierwszych drzwi, które były po lewej, pomieszczenie było puste. kolejne drzwi po prawej prowadziły do umeblowanego, ale nie używanego pokoju. kolejne, tym razem znowu po lewej prowadziły na strych, następne znowu po prawej kryły pokój blondynki, nie wiem czemu, ale weszłam dalej. pomieszczenie było co najmniej dziwne. Różowy kolor był zrozumiały, ale te zdjęcia jednej osoby... wszędzie? No może prawie wszędzie. W dodatku na zdjęciach była blondynka z tą jedną osobą, ale częściej jednak była ta osoba, którą dobrze znałam. Na fotografiach był Sam. Zdziwiło mnie to. Wtedy też przypomniało mi się skąd tę dziewczynę znam. To z nią widziałam Sama, kiedy się całowali, a niedługo potem mnie porwali. W końcu wyszłam z tego pomieszczenia i weszłam w kolejne drzwi, po raz kolejny po lewej, gdzie znalazłam toaletę. Gdy trafiłam z powrotem do pokoju, w którym spałam, weszła blondyna. Siedziałam na łóżku. Zmierzyła mnie ostrym wzrokiem.
- Gdzie byłaś? - spytała głosem takim, jakby miała mnie nim poderżnąć gardło.
- Tylko w toalecie. - powiedziałam, kładąc głowę na poduszkę. 
- Czy pozwoliłam ci gdziekolwiek wstawać? - spytała mnie pretensjonalnym głosem, jak do małego dziecka. Ja popatrzyłam się na nią dziwnym wzrokiem z przymrużonymi oczami. - No właśnie. - dodała tylko i wyszła z pomieszczenia, zaraz wracając z jakimiś pasami. Na początek dodała mi coś do kroplówki, co mnie zaniepokoiło. Jeszcze bardziej ogarnął mnie niepokój, gdy powoli czułam jak moje ciało staje się jakby bezwładne. Definitywnie zaczęłam się bać, kiedy przywiązała mnie tymi pasami do łóżka. Jeden pas był gdzieś na wysokości ramion, drugi na brzuchu, trzeci trzymał mi uda, a czwarty był na samych kostkach. Dodatkowo po jednym pasie na nadgarstkach.  To dziwne, ale na prawdę zaczęłam się jej bać. To była jakaś psycholka, a upewniłam się w tym gdy wzięła moją, już prawie zdrową ranną kostkę i wykręciła raz w jedną, raz w drugą stronę. Darłam się z bólu, że w przeciągu kilkudziesięciu kilomertów było mnie słychać, a przy okazji zdarłam sobie nieźle gardło. Nie wiedziałam co wymyśli następnym razem, więc stwierdziłam, że trzeba spierdalać stamtąd jak najszybciej.