środa, 23 grudnia 2015

Rozdział 67.

Kostka bolała mnie jeszcze przez parę ładnych godzin, przez co nie spałam ani trochę w nocy. Dobrze, że gdzieś w międzyczasie ta psychopatka odwiązała mnie od tych pasów. Gdzieś przy okazji coś pierdzieliła. Gdy przyniosła mi jakieś jedzenie, w ogóle tego nie tknęłam, z obawy, że mogła coś dosypać. Przy okazji, gdy gadała jakieś głupoty, wychwyciłam, iż jedzie gdzieś na cały dzień. Mimo bardzo bolącej kostki, myślałam, jak stamtąd się wydostać. Będąc mniej więcej pewna, że nie ma blondynki, wstałam z łóżka. Zaczęłam szukać wyjścia. Jak zeszłam z piętra, jakbym coś usłyszała. Stwierdziłam, że mi się tylko zdawało. Niestety nie dało mi się uciec. Wariatka musiała coś zapomnieć i się wróciła. Moja mina była jak: " Oh God, why". Natomiast ta druga wpadła w furię. Uderzyła mnie. Nic szczególnego by nie wynikło, gdyby nie ta przeklęta kostka. Upadłam na stolik i straciłam przytomność. Gdy otworzyłam oczy, ręce miałam przykute do metalowego bezgłowia łóżka. .No rzesz kurwa" ' tylko tyle przyszło mi na myśl. Byłam ciekawa tylko, skąd ona wzięła kajdanki. Zaczęłam rozglądać za czymś, czym mogłabym rozbroić tę biżuterię na moich nadgarstkach. Niestety ani na pierwszy rzut oka, ano po głębszym wpatrywaniu się nic nie znalazłam. Dopiero, gdy doznałam głębszych otarć nadgarstków postanowiłam kontynuować moje rozglądanie. Gdy udało mi się otworzyć nogą szuflady w szafce nocnej, znalazłam nożyczki to paznokci. Kiedy już wyciągnęłam je stamtąd, prawie wykuwając sobie oko, chcąc położyć je na poduszce. Ledwie mi się to udało, a ta psychopatka blondynka wpadła do pokoju. Coś tam bredziła, a ja tylko błagałam, aby sobie w końcu poszła. Mimo, że starałam się nie słuchać jej, jednak czasami się nie udawało.
- Teraz nie chce ci się spacerować? - spytała wrednie - Teraz mogę skoncentrować się na tym, aby odzyskać Sama. - popatrzyłam się na nią krzywym wzrokiem, "że what?" - pomyślałam. - Dzisiaj jesteśmy umówieni i nikt już nam nie przeszkodzi. - kontynuowała swoje bredzenie.
- Taa, z pewnością ja bym wam przeszkodziła. - zadrwiłam z niej. - Przecież mój związek z Samem został zakończony dawno temu... I to przez ciebie. - szybko dodałam, a ona, mimo, że tego nie okazywała, wpadła w furię. Na twarzy widniała złość i wtedy uśmieszek. Burknęła coś pod nosem i wyszła.
Za niedługi czas usłyszałam silnik terenówki, którą blondynka opuściła teren. Wyjęłam ukryte nożyczki i zaczęłam grzebać w miejscu dziurek do kluczyka kajdanek. Po mnóstwie kombinacji w końcu mi się udało. Zeszłam jak najszybciej potrafiłam na parter. Wtedy znowu usłyszałam jakieś szelesty z piwnicy, tak jak za pierwszym razem. Znalazłam drzwi do podpiewniczenia i tylko zerknęłam tam. Jakie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że tam była uwięziona druga dziewczyna. Też ją kojarzyłam, ale w moim życiu tyle się dzieje, że takich szczegółów nie pamiętam. Drobna szatynka próbowała mi coś przekazać, ale nie wiedziałam, o co jej biega, gdy w następstwie dostałam czymś w głowę i w pół przytomna poturlałam się po schodach, uderzając w starą szafkę z narzędziami, tracąc przytomność przy okazji.
Otworzyłam oczy. Oczywiście nie zdziwiło mnie to, że moje ręce i nogi były związane. I to bardzo mocnym więzłem. Jak się trochę ogarnęłam, zauważyłam iż siedzę przywiązana do słupa w podpiewniczeniu. Głowa z tyłu mnie bolała, a kostka też nie dawała o sobie zapomnieć. Po mojej prawej stronie była niejaka szatynka, związana i zakneblowana, a w dodatku z głębokimi ranami ciętymi na kostkach, nad piętami. Patrzyła na mnie takim wzrokiem, jakby to wszystko było jej winą. Rozglądałam się chwilę po tym pomieszczeniu. W pewnym momencie moją uwagę przykuł niedaleko leżący nóż. Gdy ja próbowałam sięgnąć noża, ta dziewczyna próbowała wyjąć materiał ze swoich ust. Jak już przyciągnęłam do siebie ten nóż, okazało się, że dziewczynie udało się od kneblować.