niedziela, 12 marca 2017

Rozdział 92.

     Źle się czułam. Mimo, że wyszłam ze szpitala, bo przecież już było wszystko w porządku, to jednak rany po postrzałach dawały się we znaki. Lekarz zaznaczył, gdy opuszczałam szpital, że może tak być, ponieważ nie było to zwykłe draśnięcie. Dlatego nie tylko tego dnia źle się czułam, lecz zdarzało się to parę razy. Ból czasami potrafił dokuczać mi nawet codziennie. Z czasem, to nawet się przyzwyczaiłam i nie zwracałam na niego uwagi, chyba że był bardzo mocny. 
     Nie mogłam znaleźć sonie miejsca. Każdy zabraniał mi się ruszać, cokolwiek robić. Nawet Bella powiedziała abym oszczędzała się, gdy idę na zwykły spacer. Chodziłam po domu w tą i z powrotem. Nie mogłam usiedzieć w miejscu. Poza tym siedzenie zaczęło mnie denerwować. Wystarczający i wysiedziałam się i wyleżałam w szpitalu.
     Po południu wybrałam się z przyjaciółką na spacer, gdzie chodziłyśmy. Długo nie spacerowałyśmy, bo przecież nie pozwalała mi za długo chodzić, ale mimo to, kiedy mieliśmy wychodzić, jakoś źle się poczułam, tak jakby słabo. Nigdy takie coś mi się nie wydarzyło. Gdyby nie Bella, byłabym na ziemi. Pomogła mi stać, dopóki nie zrobiło mi się lepiej. Wtedy obie zauważyłyśmy moje dawne przyjaciółki, Kaylę, Evelyn i Carly. Naszą przyjaźń uważałam za zakończoną w momencie, kiedy to mnie oskarżyły o to, co stało się Belli, mimo, że nie było wiadomo o co chodzi dokładnie. Moja przyjaciółka wiedząc o zaistniałej sytuacji, popatrzyła się na mnie, czy może do nich podejść. Oczywiście ja nic nie mogłam jej zabronić, więc podeszła do dziewczyn. Nadal trochę źle się czułam, ale według mnie to nie było ważne. Bella opowiedziała im pokrótce, co się wydarzyło z jej udziałem, i w ogóle o co chodziło, bowiem było to ich pierwsze spotkanie po tej całej akcji z handlarzami. Jak się od niej dowiedziałam, było im głupio za ich zachowanie wobec mnie, oraz to, że nie miały odwagi ze mną porozmawiać, przeprosić. Ogólnie nigdy więcej nie miałam z nimi kontaktu. Nawet nie chciałam.

•  •  •

     Czasami łapały mnie jakieś bóle nie bóle, ale na szczęście od jakiegoś czasu przestały mi już dokuczać. Spokojnie, pewna siebie, mogłam robić to co chce, chociaż nadal mi mówiono i powtarzano, bym się oszczędzała.
     Postanowiłam się wybrać do Richarda na posterunek, tak po prostu. Może mają coś ciekawego do roboty? Musiałam znaleźć sobie jakieś zajęcie, żeby nie oszaleć z nudów. Nawet nie miałam czego rysować.
     w zamierzone miejsce trafiłam całkiem szybko. Na korytarzach posterunku raz po raz witałam się z jakimś policjantem, którego znałam, czy kiedyś miałam do czynienia. Wchodząc do pomieszczenia, w którym pracował mój przyjaciel ze swoimi kumplami. Zauważyłam zdziwienie w minie Richarda, gdy tylko zobaczył mnie w progu. 
     - Ty tutaj? - spytał zdziwiony. - Nie powinnaś być w domu i odpoczywać?
     - Proszę cię, chcesz żebym tam umarła? Z nudów? - odpowiedziałam, a dopóki nie dopowiedziałam drugiej części swojej wypowiedzi w minie Richarda zawitał niepokój. 
     - Ja nie wiem, jak ty w przyszłości będziesz wytrzymywać, siedząc w domu, gdy będziesz już stara. - powiedział już mniej poważnym tonem Moser. 
     - Hah, o ile dożyję tej starości. - zażartowałam, a ten popatrzył się na mnie wzrokiem typu "Are you fucking kidding me?". Pokręciłam głową i skierowałam się do legowiska Rex'a, gdzie miałam zwyczaj siadać,a  przy okazji głaskać psa, któremu i jedna i druga wykonywana przeze mnie czynność nie przeszkadzała. 

niedziela, 5 marca 2017

Rozdział 91.

     Przychodziłam do tamtych dzieci, aby tylko mogłam. Mimo, że miałam dużo wolnego czasu, lekarz nie pozwalał mi za dużo chodzić i dłużej być poza salę w której leżałam. 
     Z dzieciakami, które były znośna, jak dla mnie, co nie przepadam za dziećmi, rysowaliśmy, tańczyliśmy, układaliśmy klocki w duże budowle, czy nawet graliśmy na dziecięcych instrumentach.
     Ten czas, w którym przesiadywałam w swojej sali, próbowałam zabić w różne sposoby. Coś obejrzałam w telewizji czy na laptopie, gdzie również przeglądałam różne strony. Ku mojemu zaskoczeniu był tam nawet artykuł o mnie i o tej całej sprawie z handlarzami. Nie czytałam go jednak, bo stwierdziłam, że jak napisali coś niezgodnego z prawdą, to wolę się nie denerwować. Ale, gdy nie było co patrzeć w sprzęcie elektronicznym, postanowiłam wrócić do dawnej pasji. Patrząc na to, co rysowałam dla tych dzieci, stwierdziłam, że warto spróbować do tego wrócić.
     
•  •  •

     - Przyniosłaś to o co prosiłam? - spytałam Belli, która przyszła do mnie w odwiedziny.
     - Tak, tak. Spokojnie. - powiedziała moja przyjaciółka, podając mi niewielką reklamówkę. 
     - Jeejuu, dziękuję. W końcu porobię coś pożytecznego. - rzekłam, widząc czyste kartki papieru i ołówki.
     - Widzę, że wróciła dawna Agnes. - rzuciła uśmiechnięta na mój widok Bella.
     - To znaczy? - spytałam, nie do końca wiedziałam o co jej chodzi.
     - No o to, że kiedyś, jak zobaczyłaś, czy miałaś kartkę papieru i chociażby jeden ołówek, to się cieszyłaś jak dziecko. - zaczęła wspominać. 
     - Aha, o to. W gruncie rzeczy, byłam dzieckiem. Miałam może z osiem lat, jak zaczęłam rysować.
     - Hmm, może i tak, ale powoli zaczynałaś to traktować poważnie, to już dzieckiem nie byłaś.
     - Aa, może i tak. Nie pamiętam już, niestety. Ale się pozmieniało, nie?
     - Noo. Ale gdyby nie te zmiany, to byś nie wyciągnęła mnie z rąk tych handlarzy.
     - Nie, no bez przesady. Może jednak bym ci jakoś pomogła.
     - Nie, wiem, ale mimo wszystko, cieszę się, kim teraz jesteś. Mimo, ze brakuje mi czasami tej miłej, wrażliwej Agnes.
     - To ja byłam kiedyś wrażliwa. Aż tak się zmieniłam?
     - Nie skądże. Byłaś twarda babka, a teraz jesteś tak odrobinę twardsza.
     - A. Okay.


•  •  •

     Próbowałam rysować rzeczy codziennego użytku, tak na początek, dla przypomnienia. Za jakiś czas rysowałam swoją salę z różnych perspektyw. Potem zaczęłam rysować twarze dzieci, gdy byłam u nich i te co udało mi się zapamiętać. Mój pobyt w szpitalu był na tyle długi, że narysowałam również widoki z okna, z różnych perspektyw.
     Będąc u dzieci i rysując jedno z nich, rodzice jednej dziewczynki zobaczyli co robię i poprosili mnie o portret swojej córki. Zgodziłam się. Gdy skończyłam, spodobał się. inni to zauważyli i też chcieli portrety swoich dzieci. Również się zgodziłam. Przecież niektóre dzieci były bardzo chore. Większości zostało raczej niewiele czasu. Warto, aby rodzice mieli coś takiego, aby o nim pamiętać.


•  •  •

     W końcu stamtąd wychodziłam. Byłam szczęśliwa. pożegnałam dzieci, lekarzy i pielęgniarki, które musiały się ze mną użerać. W końcu mogłam jechać do domu.
     - Pierwszą rzeczą którą zrobiłam po powrocie, była kawa. W szpitali oczywiście zabraniali mi ją pić, bo jakiś tam lek działałby nieprawidłowo. A z racji tego, że lubię kawę i bardzo dawno jej nie piłam, właśnie ją zrobiłam po powrocie. Szczęśliwa wzięłam pierwszy łyk. Po wypiciu całej, postanowiłam wybrać się na spacer, aby nawdychać się normalnego, nie szpitalnego powietrza, a przy okazji może coś narysować.



Podobny obraz