niedziela, 5 marca 2017

Rozdział 91.

     Przychodziłam do tamtych dzieci, aby tylko mogłam. Mimo, że miałam dużo wolnego czasu, lekarz nie pozwalał mi za dużo chodzić i dłużej być poza salę w której leżałam. 
     Z dzieciakami, które były znośna, jak dla mnie, co nie przepadam za dziećmi, rysowaliśmy, tańczyliśmy, układaliśmy klocki w duże budowle, czy nawet graliśmy na dziecięcych instrumentach.
     Ten czas, w którym przesiadywałam w swojej sali, próbowałam zabić w różne sposoby. Coś obejrzałam w telewizji czy na laptopie, gdzie również przeglądałam różne strony. Ku mojemu zaskoczeniu był tam nawet artykuł o mnie i o tej całej sprawie z handlarzami. Nie czytałam go jednak, bo stwierdziłam, że jak napisali coś niezgodnego z prawdą, to wolę się nie denerwować. Ale, gdy nie było co patrzeć w sprzęcie elektronicznym, postanowiłam wrócić do dawnej pasji. Patrząc na to, co rysowałam dla tych dzieci, stwierdziłam, że warto spróbować do tego wrócić.
     
•  •  •

     - Przyniosłaś to o co prosiłam? - spytałam Belli, która przyszła do mnie w odwiedziny.
     - Tak, tak. Spokojnie. - powiedziała moja przyjaciółka, podając mi niewielką reklamówkę. 
     - Jeejuu, dziękuję. W końcu porobię coś pożytecznego. - rzekłam, widząc czyste kartki papieru i ołówki.
     - Widzę, że wróciła dawna Agnes. - rzuciła uśmiechnięta na mój widok Bella.
     - To znaczy? - spytałam, nie do końca wiedziałam o co jej chodzi.
     - No o to, że kiedyś, jak zobaczyłaś, czy miałaś kartkę papieru i chociażby jeden ołówek, to się cieszyłaś jak dziecko. - zaczęła wspominać. 
     - Aha, o to. W gruncie rzeczy, byłam dzieckiem. Miałam może z osiem lat, jak zaczęłam rysować.
     - Hmm, może i tak, ale powoli zaczynałaś to traktować poważnie, to już dzieckiem nie byłaś.
     - Aa, może i tak. Nie pamiętam już, niestety. Ale się pozmieniało, nie?
     - Noo. Ale gdyby nie te zmiany, to byś nie wyciągnęła mnie z rąk tych handlarzy.
     - Nie, no bez przesady. Może jednak bym ci jakoś pomogła.
     - Nie, wiem, ale mimo wszystko, cieszę się, kim teraz jesteś. Mimo, ze brakuje mi czasami tej miłej, wrażliwej Agnes.
     - To ja byłam kiedyś wrażliwa. Aż tak się zmieniłam?
     - Nie skądże. Byłaś twarda babka, a teraz jesteś tak odrobinę twardsza.
     - A. Okay.


•  •  •

     Próbowałam rysować rzeczy codziennego użytku, tak na początek, dla przypomnienia. Za jakiś czas rysowałam swoją salę z różnych perspektyw. Potem zaczęłam rysować twarze dzieci, gdy byłam u nich i te co udało mi się zapamiętać. Mój pobyt w szpitalu był na tyle długi, że narysowałam również widoki z okna, z różnych perspektyw.
     Będąc u dzieci i rysując jedno z nich, rodzice jednej dziewczynki zobaczyli co robię i poprosili mnie o portret swojej córki. Zgodziłam się. Gdy skończyłam, spodobał się. inni to zauważyli i też chcieli portrety swoich dzieci. Również się zgodziłam. Przecież niektóre dzieci były bardzo chore. Większości zostało raczej niewiele czasu. Warto, aby rodzice mieli coś takiego, aby o nim pamiętać.


•  •  •

     W końcu stamtąd wychodziłam. Byłam szczęśliwa. pożegnałam dzieci, lekarzy i pielęgniarki, które musiały się ze mną użerać. W końcu mogłam jechać do domu.
     - Pierwszą rzeczą którą zrobiłam po powrocie, była kawa. W szpitali oczywiście zabraniali mi ją pić, bo jakiś tam lek działałby nieprawidłowo. A z racji tego, że lubię kawę i bardzo dawno jej nie piłam, właśnie ją zrobiłam po powrocie. Szczęśliwa wzięłam pierwszy łyk. Po wypiciu całej, postanowiłam wybrać się na spacer, aby nawdychać się normalnego, nie szpitalnego powietrza, a przy okazji może coś narysować.



Podobny obraz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz