niedziela, 2 lutego 2014

Rozdział 45.

MUZYKA
No więc kiedy przyszli inni z zespołu i wtedy też coś tam brzdękałam. O dziwo im też się podobało. Prosili, żebym jeszcze coś zagrała więc znów coś tam z pamięci wygrzebałam i grałam. Colin wspomniał im coś o tym, żebym spróbowała z nimi zagrać. Nie mieli nic przeciwko. Stwierdziłam, że chociaż spróbuję. No więc podali mi nuty, które ledwie rozumiałam, ale wiedziałam chociaż jaka to piosenka. Pokazali mi mniej więcej o co chodzi, ale i tak się bałam, że coś spapram. Gdy zaczęliśmy próbę, szło mi dobrze, co mi się wydawało się dziwne. Jakoś udało mi się uwierzyć w siebie. Nie przepuszczałam, że pójdzie tak dobrze. W ogóle nie wiedziałam, że będę jeszcze grać na gitarze. Kiedy zagraliśmy trzy kawałki, to zespół mi pogratulował. Colin powiedział, ze nie musi mnie uczyć, tylko jedynie podać wskazówki, wtedy uśmiechnęłam się tylko. 
Kiedy zbliżała się godzina występu, a właściwie jeszcze wcześniej, stanęły trzy osoby u wejścia do parku, aby wpuszczały ludzi którzy zapłacili, czyli mieli wejściówki. Powoli gromadzili się ludzie. Ja i grupa rozgrzewaliśmy się. Kiedy zbliżał się występ, zamknęli park. Gdy był już czas na wyście, ustawiliśmy się wszyscy na pozycje. Miało to wyglądać jakbyśmy się pojawili  znikąd. I tak wyglądało bo widownia była zdezorietowana. Byłam szczęśliwa, że ludzie dobrze się bawili. Było to widać po ich twarzach. No niestety w tym tłumie musiałam zobaczyć Sama i to z tą jego dziewczyną. W końcu przyszedł czas na zespół. Odstawili wcześniej zrobioną kurtynę, aby nie było widać instrumentów. Kiedy skończyliśmy tańczyć, nic nie mówiąc poszliśmy szybko ja, Lucy i Colin byliśmy już tam gdzie instrumenty to wtedy odstawili kurtynę. Patrząc na nuty, które może nie za bardzo umiałam czytać, ale jak chodziłam na lekcję, więc coś nie coś rozumiałam i skumałam, że to solówka. W tej chwili szybko pomyślałam jak kiedyś nauczyciel kazał mi zagrać taką solówkę. 
- Ja mam zagrać solówkę? Ooo nie, nie dam rady - powiedziałam i zrobiłam oczy przestraszonego szczeniaczka. 
- Dasz, dasz - powiedział Colin, który też grał na gitarze. Zaczęliśmy w końcu grać. Pot oblał mnie całą, bałam się tej solówki. W trakcie brzdękania, przypomniało mi się mniej więcej czytanie nut, w co nie mogłam uwierzyć. Kiedy przyszedł czas, aby udowodnić, że sobie poradzę, o niczym nie myślałam tylko o graniu. Cud, że ludzie nie zaczęli buczeć tylko jeszcze skakać co mnie osłupiło. Jakoś to poszło. No i tak do północy brzdękałam, jak ja to nazywałam. Szkoda tylko, że mimo, że nie patrzyłam się nigdzie indziej tylko na moje palce, nuty i gitarę, czułam na sobie wzrok Sama, co mnie wkurzało trochę, ale z czasem, do tej północy, zapomniałam o nim i wczułam się jeszcze bardziej w grze na instrumencie. Dobrze, że mogłam wypocząć w spać nie do południa tylko aż do czternastej, a w pół do piętnastej pojawił się Richard z zakupami, po pracy. Ja jeszcze byłam zaspana i prawie usypiałam przy śniadaniu, a właściwie obiadem. Richard uśmiechnął się się z tego powodu, a ja popatrzyłam na niego złym i zaspanym wzrokiem. Jakieś dwie godziny potem, poszłyśmy z moimi przyjaciółkami do szpitala, podarować pieniądze gdzie trzeba. Była to tylko połowa sumy, ale ktoś jeszcze zapłacił i jak potem się okazało w nadchodzącym tygodniu Carmen miała mieć operację.Obiecała mi, że jak będzie po wszystkim ta napisze lub zadzwoni. 
Doszło do tego, że inni też się zainteresowali się naszą "działalnością charytatywną", więc tańczyliśmy i graliśmy w różnych klubach, barach, parkach, centrach handlowych i innych miejscach, pomagając w ten sposób innym. a jeżeli zespół nie mógł to tylko tańczyliśmy, a jak nie mogliśmy tańczyć to tylko graliśmy. 


No i jest =D 
Jak się podoba...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz