sobota, 18 kwietnia 2015

Rozdział 52.

Odsunęłam się od wszystkich. Miałam ich w dupie sama nie wiem czego. Nic mnie nie obchodziło. Po  jakimś długim momencie ogarnęłam się i odpowiedziałam na pytanie: "czy coś mi jest" - "nie", oraz "czy wszystko okay" -"tak". Nadal szumiało mi w uszach. Powiedziałam tylko "zabierzcie mnie w spokojniejsze miejsce". Na co pan Han wziął mnie za rękę i prowadził, idąc za Benny'm. Domyślałam się, że to do niego jedziemy, bo gdy wsiedliśmy do samochodu on prowadził, a potem otworzył dom do którego dojechaliśmy. Usiedliśmy na kanapie. Po kilku minutach te "dzwoneczki" w uszach przestały mi dzwonić. Nagle zadzwonił telefon domowy Benny'ego. Długo nie czekałam, żeby dowiedzieć się, że dzwonił to Peter. Tym razem miał napaść na bank i pozabijać tam ludzi tych, którzy mu przeszkadzają. Znów ta burza mózgów, jak i gdzie mamy szukać. "Kurwa" - tylko to mi się wtedy nasunęło.
- Jest jeden bank. Mimo, że znajduję się w centrum handlowym, jest duży.
- Jedziemy tam - powiedziałam. - W razie czego szukaj drugiego dużego banku - dodałam zaraz wstając i kierując się do drzwi, za mną ruszył Han i Benny. Dojechaliśmy tam w piętnaście minut, bo Ben zabawił się w "Szybkich i wściekłych" i bardzo szybko jechał. Będąc już na miejscu,  okazało się, że to jest budynek niedaleko miejsca, gdzie byli uwolnieni między innymi rodzina Hana. Weszliśmy do wprost gigantycznego budynku. Tam stał Peter z zakładnikiem, przykładał mu broń do szyi. Stał na tak jakby balkonie.
- Znam go parę dni, a już mam ochotę go zabić - powiedziałam pod nosem, patrząc na niego.
- Widzę, że idzie z godnie z planem - powiedział Peter z tym swoim głupim uśmieszkiem. Zaczynał coraz mocniej mnie wkurzać.
- Hej, powiedzcie, żeby wszyscy dyskretnie jakoś przenieśli się w jedno miejsce - powiedziałam, a sama pobiegłam do murów, po których sprytnie weszłam na ten balkon. Skradałam się za kolumnami, które tam były. Widziałam jak Peter ucieka. Gnałam za nim szybko, by go nie zgubić, ale też cicho, żeby mnie nie słyszał. Chyba skąsał się, że idę za nim, bo rzucił zakładnikiem we mnie, żeby mnie spowolnić. Zaczęłam biec za nim ile sił w nogach. Trafiłam za nim do miejsca gdzie byli zakładnicy, właśnie, byli, bo z tam tond zniknęli. Nagle Peter rzucił się na mnie z pięściami, ja próbowałam się bronić i tak zaczęliśmy się bić. Na podłodze leżał raz on, raz ja. Kiedy on zaczął używać sztuk walki, ja też zaczęłam ich stosować. Niezły był w tych klockach. Wymienialiśmy się ciosami, jeden za drugim. W pewnym momencie miał nade mną przewagę i w końcu jak nie pchną mnie o ścianę, to nie mogłam wziąć oddechu i jeszcze strasznie bolało. On uciekł. Gdy doszłam choć trochę do siebie, zaczęłam go szukać. Zorientowałam się, że są drzwi otwarte, najprawdopodobniej  na dach, szybko poszłam w tam tym kierunku. Zauważyłam go. Stał w części gdzie dach najpierw był normalny, a zaraz był wypukły. Dziwna była ta część budowli. Stał, był tam również Han i walczył z jego ludźmi. Ten szaleniec owinął i przywiązał wszystkich do sznura, czekał tylko, aż my poniesiemy klęskę i damy im zginąć. Stałam tam, nie wiedząc co robić. Patrzył na mnie i śmiał się, coraz głośniej i głośniej. Wkurzyłam się, podbiegłam i już miałam go szurnąć, a on puścił jeden sznur, który miał pod stopą.
- Nie radzę - powiedział nadal ze swoim uśmieszkiem.
- Ty sukinsynu - powiedziałam, patrząc na niego z nienawiścią w oczach.
- Jeżeli chcesz, aby przeżył, musisz mnie pokonać - powiedział biorąc całkiem długą końcówkę sznura i przywiązając do barierki, która tam była. Zaatakował pierwszy, żeby mnie nastraszyć, ale zrobiłam unik, wyginając się mocno do tyłu. Popatrzyłam na niego z pogardą. Poszliśmy w miejsce, gdzie było dużo wolnego obszaru, cały czas patrzyliśmy na siebie. Znów rozpoczęliśmy walkę. On strasznie szybko, a ja na spokojnie, starałam się, aby nie było tak w stylu "chcę cię szybko załatwić" albo "nie masz ze mną szans". Ja jedno kopnięcie, on dziesięć. Mimo to, że częściej go trafiałam niż on, to ni stąd ni zowąd, leżałam na glebie, starałam się uniknąć jego dalszych ciosów. Podniosłam się unikając jego uderzenia i zaczęłam stosować szybsze ruchy, podziałało, bo on leżał na glebie. Stanęłam nad nim, popatrzyłam na nim i wkrótce stracił przytomność, co było przyczyną całkiem nie lekkiego uderzenia w głowę. Han wyciągną już swoją córkę i żonę. Ja wyciągnęłam sznur z Samem, a potem z Cassie. Na mojej twarzy za widniały wyrzuty sumienia. Odsunęłam się od niej i popatrzyłyśmy sobie w oczy. Nikt nie spodziewał się tego co się za chwilę stanie. Nagle poczułam przeszywający mnie ból z tyłu pleców, kręgosłupa, aż po brzuch. Zaraz poczułam jeszcze dwa razy to samo. Nie mogłam wziąć oddechu, było mi go ciężko wziąć, dopiero co kilka dziesięć sekundach. Zaraz koło mnie był Sam, Han i pytali co si  e stało, byli zdezorientowani. Nie mogłam nic powiedzieć. Przed oczami robiła mi się ciemno. Ktoś wziął mnie na ręce ledwie przytomną. Raz widziałam ciemność, raz rozmazany obraz. Z czasem już w ogóle nie mogłam wziąć oddechu. Straciłam przytomność.


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

No to jest kolejny.
Ale ja wymyślam XD
Czekam na wasze opinie ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz