wtorek, 15 lipca 2014

Rozdział 49.

Rozejrzałam się w jedną, potem w drugą stronę. Po mojej prawej siedział jakiś chłopak, a po lewej jakaś dziewczyna. on spokojnie siedział, ale widać był, że się czymś zamartwia. Ona natomiast miała twarz schowaną w kolana i po cichu szlochała. Nie wiedziałam co o tym myśleć, że mnie zabrali i teraz tu siedzę. Nie znałam ich, ale pewnie jak to bandziory wymyślą coś, co się w głowie nie mieści. Wstała. nie miałam żadnego zamiaru, ale nade mną było okno, wspięłam się i czekało mnie tam rozczarowanie. Były w nim kraty. 
- Kurwa - przeklęłam pod nosem. Zeszłam z tego jakby parapetu. Trochę się porozglądałam. Nie widziałam żadnej szansy ucieczki z tam tego miejsca.
- Nie ma stąd żadnej ucieczki - odezwał się nieznajomy. - A robią takie rzeczy, albo tobie karzą je robić, że wolałabyś umrzeć - po chwili dodał, a ja popatrzyłam się tylko na niego. Złapałam się za głowę.
- Jak sobie pomyślę, co robią, to mam ochotę ich pozabijać - powiedziałam. 
- Dla każdego wymyślają coś innego, ale zawsze jest to brutalne. Hmm... brutalne to mało powiedziane.
- Kurwa, ja to zawsze muszę się wpieprzyć w jakieś gówno, które strasznie śmierdzi - powiedziawszy to, podeszłam pod brudną kamienną ścianę i usiadłam. Wzdychnęłam ciężko. Popatrzyłam w tam tym momencie przed siebie. Siedziałam tak przez dłuższy czas. W końcu przyszli po mnie jacyś umięśnieni faceci. Otworzyli kraty, wzięli mnie jak psa i przygwoździli do ściany, a potem skuli. Szliśmy przez korytarz, potem do windy. To była winda towarowa. W ogóle, to był budynek po jakiejś fabryce. Wjechaliśmy, chyba, na drugie piętro. Wychodząc z tej windy, wkroczyliśmy w w tunel z zwykłej siatki ogrodzeniowej, a potem, dosłownie, rzucili mnie w kąt tak jakby klatki. 
Wyglądało to jak ring, do nielegalnych walk. zaraz przyprowadzili kogoś. jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam kto to jest. Powoli wstając odczułam ból w prawej ręce, gdyż na nią upadłam, gdy tamten mnie rzucił. zrobiłam krok lewą nogą, zaraz lekko ją uginając w kolanie, zaraz prostując i nachylając się, przymróżyłam oczy i popatrzyłam na niego, akurat ujawnił trochę swojej twarzy. 
- Pan Han? - spytałam trochę niepewnie. On tylko podniósł powoli głowę i zaraz staną na nogi. Widać, że on też był zdziwiony.
- Agnes? - spytał z niedowierzaniem - Co ty tutaj robisz? 
- Jak zwykle chciałam dobrze, a wyszło jak zawsze, a pan?
- Na mnie się mszczą.
- Nieciekawie.
- No. Tym bardziej teraz, kiedy będą kazać nam walczyć. 
- Co? Ja nie będę z panem walczyć. W końcu to dzięki panu umiem się bronić - powiedziałam stojąc jak na baczność na przeciw niego - Normalnie spytałabym pana, co u pana słychać, ale w tym momencie, kombinuję jak z tond zwiać. 
- Nie da się - staną na przeciwko mnie i popatrzył smutnymi oczami. 
- Jak to się nie da, zawsze się da, trzeba tylko pomyśleć - powiedziałam rozglądając się. 
- Widzę, że się znacie i nie muszę was przedstawiać - usłyszeliśmy głos, jakby z nikąd. Dopiero wtedy zauważyliśmy, że wokół jest pełno ludzi. też bandziory - Jeżeli chcecie, żeby przeżyli - w tym momencie pojawił się obraz czterech postaci, jakiejś kobiety i dziecka, ujrzałam też Cassie i kto? Tak się zdziwiłam, stanęłam w bezruchu i szczęka mi opadła ile mogła, Ale nie miałam pewności, był straszny cień na tą postać. Usta mieli zaklejone taśmą. na szyi mieli sznurek, pod stopami stołki, które były przywiązane jednym sznurkiem - musi zostać jedno na ringu - kontynuował - ale wtedy też nie przeżyją wasi bliscy i przyjaciele. Więc jak chcecie, że by oni przeżyli, przeżyć musicie wy. Zaczynamy walkę! - zakończył swoje przemówienie. 
- W skrócie mówiąc, to muszę cię pokonać, żeby moi bliscy przeżyli, ale twoi zginą? 
- Tak - powiedział ze smutkiem pan Han.
- Chore, to jest chore. to jest po prostu kurwa chore. 


Aleee ja wymyślam... Ech
Ale nie musieliście chociaż czekać :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz