- Wszystko w porządku? - spytałam Evy, siadając na krawędzi owego rowu.
- Jest okay, tylko trochę noga mnie boli- powiedziała robiąc to co ja i siadła na przeciwko mnie. - Widzę, że z twoją nogą jest gorzej. - powiedziała, gdy zobaczyła, jak zaczęłam syczeć i chwiać się z bólu.
- No, tak wyszło. - powiedziałam, a w międzyczasie dwaj policjanci skuwali tamtych dwóch.
- Pewnie masz tak codziennie. - powiedziała, a ja nie za bardzo wiedziałam o co chodzi. Widząc to po mojej minie, dopowiedziała: Znaczy bijatyk i strzelanin.
- Aaa - w końcu zakumałam. - Oto ci chodzi. Sorry jakaś zamulona jestem. A co do twojego pytania, to może nie każdy dzień, ale talie sytuacje często się zdarzają. - odpowiedziałam jej. Obie nie zauważyłyśmy, że ci dwaj policjanci słuchają naszej rozmowy. Ja tylko skrzywiłam się i zadarłam głowę w stronę dwóch na cywilu ubranych funkcjonarjuszy, bo jeden z nich zaczął mówić.
- Gerkhan, Jäger, policja. - jeden z nich, ten niższy, przedstawił siebie i kolegę, okazując swoje legitymacje.
- Dostaliśmy powiadomienie o czterech sprawcach. - wypowiedział się ten drugi, wyższy i młodszy.
- Za tamtą furgonetką. - wskazałam palcem.
- W domu, w najwyższych kondygnacjach. - powiedziała Eva.
- My idziemy, ale wy zostańcie. Mamy do was kilka pytań. - wypowiedział się znowu ten niższy, Gerkhan, o ile się nie mylę.
Potem trochę sobie pogadałyśmy wraz z Evą i policjantami. Całkiem mili byli. Powiedziałyśmy, co miałyśmy do powiedzenia, a przy okazji dowiedziałyśmy się, że Jan i jego ludzie, których za dużo nie miał, byli od dawna poszukiwani, bo zaliczyli gdzieś, coś, jakoś wpadkę. Gdy spytali o moją broń, powiedziałam, że mam pozwolenie. Oni na to, że sprawdzą, a kiedy to sprawdzili postanowili odjechać, a mój strzał uznali za obronę własną, a nieoficjalnie przyznali, że trochę im pomogłam.
Między czasie noga trochę przestała mnie boleć, więc postanowiłam wrócić do domu. Eva tym razem postanowiła zabrać się ze mną. Spakowała się i przy okazji wzięła lód, który przywiązałam do bolącej nogi, bo niby jak miałabym prowadzić, kiedy miałam dręczący ból. Gdy dotarłyśmy do mojego domu, była dwunasta, południe, a Richard jeszcze spał. Postanowiłam wykonać jakiś posiłek. Eva mi pomogła, a gdzieś w międzyczasie Richard wynurzył się w pół ogarnięty ze swojej sypialni. A kiedy był już prawie do końca ogarnięty, obiad był skończony, a podczas posiłku opowiedziałyśmy z Evą co działo się do tej pory. Po pozbyciu się głodu miałam ochotę tylko na jedno - położenie się spać. Przecież spałam tylko dwie i pół godziny. Ale zaraz po posprzątaniu ze stołu po posiłku, Richard musiał usunąć moje myśli chociażby o drzemce.
- Dobra, teraz do samochodu. - powiedział Moser, a ja popatrzyłam się na niego ledwo otwartym wzrokiem.
- Co? - spytałam głupio. - Przecież ja ledwie żyje. A poza tym niedawno z niego wysiadłam.
- Do auta bez gadania. - upierał się. Normalnie prawie jak porywacz.
- No dobra. Eva! Ty też jedziesz, gdziekolwiek jedziemy. W razie jakbym usypiała na stojąco, i nie tylko, będziesz mnie łapać, żebym sobie krzywdy nie zrobiła.
W aucie Richard tylko powiedział, że jedziemy pożegnać Petera, a tam czaka mnie niespodzianka.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Yaaay ! Napisałam rozdział !
Taa, to cud jakiś XD
Czekam na opinie ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz