środa, 3 czerwca 2015

Rozdział 56.

Byłam kompletnie zaskoczona faktem, iż razem z grupą dochodziliśmy do połowy układu tak szybko. Mimo, że na nasze codzienne spotkania czasami nie każdy mógł przychodzić, szło to naprawdę szybko. Utwór do którego postanowiliśmy tańczyć, to "Fame" zespołu Fall Out Boy. Zdecydowaliśmy się na coś lekkiego na początek. Gdy przećwiczyliśmy układ do momentu, którego się uczyliśmy, pod koniec zadzwonił mój telefon. To Richard dzwonił.
- Jesteś w parku? - spytał, bez przywitania.
- No tak jak od dłuższego czasu. - odpowiedziałam.
- Ścigamy Headshota i mamy komplikacje...
- Jedzie czarnym ścigaczem z promieniami? - nie dałam mu skończyć, a nawet zacząć. Jadę za nim, wy namierzcie mój telefon.
- Okay. Normalnie czytasz mi w myślach. - powiedział i rozłączył się.
- Słuchajcie muszę spadać, kumpel pomocy potrzebuje. - wtedy zorientowałam się, że nie mam czym go ścigać i wtedy zaobserwowałam motor kolesia z grupy. - Hej Matt ! - krzyknęłam do niego.
- Tak? - odezwał się.
- To twój motor, prawda?
- Noo tak.
- Pożyczysz?
- Jasne, trzymaj - powiedział, rzucając mi kluczyki.
- Dzięki, obiecuję, że wróci w takim stanie, w jakim jest ! - krzyknęłam biegnąc w kierunku pojazdy, na którego za moment wsiadłam, włożyłam kask i ruszyłam z piskiem opon. Udało mi się po jakimś czasie go dogonić. Na szczęście okolicę znam jak własną kieszeń, bo niedaleko jest miejscowość, gdzie mieszkałam od dzieciństwa. To dziwne, ale koleś był chyba zaskoczony, że go dogoniłam. Przyśpieszał, więc robiłam to samo. Wkrótce znaleźliśmy się w znajomym dla mnie miejscu. Znajdowały się tam fabryki, a między innymi firma, gdzie pracował mój ojciec. Akurat w drogę tej firmy, musiał skręcić Headshot, ale skręcając za bardzo przechylił swój motor i wylądował twarzą do gruzu. Na spokojnie wjechałam za nim zatrzymałam się i zaparkowałam motor, stawiając na stopce. Co z tego, że na środku drogi. Zdjęłam kask i podbiegłam do niego, zdążył stanąć na nogi. Nie mogłam pozwolić, aby zwiał. A on od razu na przywitanie kopną mnie w brzuch, straciłam na chwilę równowagę, ale od razu zaczęłam go gonić, bo uciekał. Gdy go dogoniłam, chciał mnie odgonić różnymi ciosami, a to nogą, a to pięściami, ale ja robiłam uniki. Z resztą, robił to trochę nieudolnie. Za szybko, to dlatego. W końcu wymierzyłam w niego cios z prawej, a potem z lewej pięści i za każdym razem trafiłam, w przeciwieństwie do niego. On nie dawał za wygraną i udało mu się mnie skosić. Leżąc na glebie z bolącym tyłkiem, pod jego nieuwagę zrobiłam to samo. Leżał jak długi, a ja walnęłam go piętą w szyję podnosząc nogę lekko do góry, a potem drugą stopą, konkretnie podbiciem, walnęłam go w dolną część szczęki. Zwijał się z bólu i ślady krwi na jego twarzy rozprzestrzeniały się. W tym czasie, co on znosił ból, szybko dałam znać Richardowi, że mam go w garści i żeby pośpieszyli się. Tak się na tym skupiłam, że nie zauważyłam, kiedy wstał i chciał mnie czymś walnąć, ale na szczęście w ostatniej chwili widziałam jego cień i odskoczyłam, jeżeli w ogóle można to było tak nazwać. Ostatecznie wylądowałam na glebie. Podszedł do mnie, a ja go kopnęłam i szybko wstałam. Nagle wyją nóż, nawet nie wiem skąd, bo zaczął nim od razu wymachiwać. Ja tylko rozłożyłam ręce na boki i cofałam się, aby nie odnieść obrażeń. W pewnym momencie, gdy on po raz kolejny wymachnął nożem, ja skuliłam się, pchnęłam go ciosem z nogi, znalazł się na glebie, ciągnąc mnie za sobą. Zabolało, i jeszcze jakbym nie mogła wziąć normalnego oddechu. Nachylił się nade mną, obezwładnił mi rękę, a kolanem przygniótł moją drugą rękę, na mojej szyi. Próbując się uwolnić, zauważyłam, że z firm powyłaziły pracownicy, wraz z moim ojcem i jego kumplami z roboty i gapili się centralnie na mnie. A ojciec jeszcze takim dziwnym wzrokiem. W międzyczasie trzymałam i nie dopuszczałam do swojej szyi dłoń z nożem Headshota. Ocknęłam się z zamyśleń i udało mi się uderzyć go chamsko u między nogi, ale chyba to było słabe, ba zaraz znowu wystawił mi przed nos nóż. Wtedy, trochę ryzykując, kopnęłam centralnie w zaciśniętą dłoń z nożem, który wylatując mu z ręki upada gdzieś za mną. Stojąc do niego tyłem od razu po tym działaniu dowaliłam mu kopniakiem z drugiej nogi i jeszcze kilka innych ciosów i w końcu, na szczęście, przyjechał Richard ze swoją brygadą. Odetchnęłam z ulgą, bo siły mi się kończyły.



--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

No to napisałam.
Rozdział pisany w połowie na lekcjach, między innymi na historii XD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz