wtorek, 30 czerwca 2015

Rozdział 59.

Eva dotrzymała słowa i co najmniej trzy razy w tygodniu do mnie dzwoniła. Czasami udało mi się z nią spotkać. To zależało, czy spotykałam się z grupą, albo Richard potrzebował mojej pomocy. Ostatnio coraz częściej mu pomagałam. Śmiałam się, że nie daje rady i muszę mu i jego kolegom pomagać, ale to i tak nie był dla mnie problem. W końcu mieszkałam u niego bez żadnych opłat i w ogóle. trochę nie bardzo się z tym czułam, więc pomoc przy łapaniu bandziorów nie było problemem. Nawet lubiłam to robić. W sumie dużo złapaliśmy tych oprychów. Zawsze kiedy dzwonił, rzucałam wszystko co robiłam w danym momencie i biegłam, wsiadałam w samochód, zależy od sytuacji. 
Pewnego razu ćwiczyłam z ludźmi z grupy nowy układ i w samym środku naszych ćwiczeń zadzwonił Richard. W stronę parku biegł jakiś koleś, który gonił jakąś kobietę. "Cholera" - tylko pomyślałam, i to nie była reakcja na teko kolesia, tylko na to, że znowu muszę przerwać czynność którą wykonuję. Na dodatek ulubioną czynność. "Yhh !" - wrzasnęłam i zadarłam głowę do tyłu. I wtedy mignęła mi się ta dwójka. Od razu zaczęłam biec. Zanim dogoniłam ich, zły mężczyzna dorwał kobietę. Na przywitanie kopnęłam go po chamsku w głowę, aby się od niej odczepił, na szczęście był w pozycji kucącej. Zaraz wstał i chciał mi przyłożyć. Raz mu się udało, bo sprawdzałam co z tą kobietą, która tak naprawdę była tak naprawdę gdzieś koło mojego wieku, natomiast za drugim razem zrobiłam unik a za trzecim zablokowałam go, następnie kopiąc w brzuch i żuchwę. I w końcu wyciągną broń, normalnie na to czekałam. Przestępcy głównie tak robili. Usłyszeliśmy wtedy syreny policyjne. Gdy odwrócił głowę w tamtą stronę, kopnęłam w pistolet, który trzymał. Owszem udało mi się, ale złapał mnie za kostkę, kilka razy uderzył w różne części mojej prawej nogi. Kopną mnie, wtedy upadłam i wziął, mnie za zakładnika przed policją, a oni wszyscy wymierzyli w naszą stronę broń. Richard i jego dwaj koledzy próbowali go namówić, aby mnie puścił. To było kretyńskie, ale przynajmniej odwrócili jego uwagę, jak się dowiedziałam, miał na imię Rick. Złapałam za jego pistolet uderzyłam tyłem głowy w jego głowę, potem kilka razy łokciem w żebra. Następnie odwróciłam się wyrywając mu pistolet i wystawiając jemu przed nos. Wtedy już gliny się nim zajęła. 
- Zabierzcie go! - krzykną Richard idąc w moim kierunku. - Nic ci nie jest? - spytał, gdy już był wystarczająco blisko.
- Za każdym razem o to pytasz - odpowiedziałam nie na temat - oczywiście, ze jestem cała, ale za to obolała. 
- I co z tego, że pytam o to za każdym razem. - powiedział oburzonym głosem.  - Nie zawsze masz przy sobie broń, a każdy, prawie każdy bandzior ją ma, więc nie złość się, dobra? Nie jesteś gliną.
- Może i nie jestem - powiedziałam, ruszając się z miejsca - ale za to jestem lepsza niż nie jeden glina.
- W sumie tutaj się zgodzę - powiedział Moser, ruszając za mną. 
- Ale muszę to ograniczyć.
- To znaczy?
- Pomagam wam coraz częściej i czasami nie mam swojego prywatnego czasu. To co robię ja, głównie powinniście to robić wy. Zrozumiałe jest dla mnie, że w trudnych sytuacjach, tak jak na początku, ale ostatnio, to przesada.
- Kurde, znowu masz rację. Będę o tym pamiętać. Jedziesz do domu?
- Tak, grupa już się rozeszła. - powiedziałam machając do ludzi, którzy machali mi na pożegnanie.  - Nie mam tu czego szukać. 
- Aha. - Moser zrobił smutną minę. 
- A tak z innej beczki, masz w swoim komputerze dostęp do strony, aplikacji czy czegoś tam, żeby sprawdzać ludzi? No wiesz, jak kogoś poszukujecie, czy nie był zamykany, skazany i tak dalej. No wiesz o co mi chodzi.
- Tak, mam, ale po co ci to?
- Możesz zrobić mi przysługę i się o to nie pytać? Muszę zrobić coś, co dawno powinnam.
- Okay,okay. Nie będę pytać.
Będąc już w domu sprawdziłam w końcu te nazwiska, które podała mi Eva. Dużo czasu od tego dnia minęło,a ja tego nie zrobiłam. Na szczęście Eva nie miała mi tego za złe, bo to było głównie przez to, że ganiałam za jakimiś bandziorami, więc rozumiała, że pomagam przyjacielowi i reszcie społeczeństwu. A co do kolesi o nazwiskach z kartki, to w ogóle nie istnieli, jakby nie wiem co się stało. Można było się domyśleć, że mają fałszywe dane. Sprawdziłam jeszcze skanując zdjęcia, które jakiś czas temu przysłała mi Eva, bo stwierdziła, że mogą się przydać. I miała rację. Na nieszczęście okazało się, że ci kolesie to grupa jakiejś mafii, czy w ogóle organizacji przestępczej, która zajmuję się handlem broni, narkotyków i wszystkim co nielegalne, co dało się i nie dało sprzedać też. Robili też za płatnych zabójców. Jeszcze dużo tego było, ale najgorsze było to, ze ojciec Evy, a mój wujek, siedzi w tym i to od samego początku.



No to jest kolejny 59 rozdział !
Czekam na komentarze  jak ostatnie, łącznie z tym rozdziałem, się podobają ;-) 
W ogóle ktoś tu jeszcze zagląda? ...

1 komentarz:

  1. Dopiero teraz wpadłam na to opowiadanie,żałuję,że tak późno,no ale lepiej późno,niż wcale xd

    OdpowiedzUsuń