- Witaj - powiedziałam i uśmiechnęłam się bardziej sztucznym niż naturalnym uśmiechem.
- Cześć - przywitała się. Też się uśmiechnęła, ale naturalnie w przeciwieństwie do mnie. Ale mimo tego uśmiechu, widać było, że ją coś dręczy.
- To.. Więc... - próbowałam coś powiedzieć, ale nagle Eva przemówiła, przerywając mi.
- Wiesz, na początku chciałabym cię przeprosić. Taki długi czas nie napisałam nawet maila, że wszystko w porządku. Mam straszne wyrzuty sumienia. Ty próbowałaś na różne sposoby się ze mną skontaktować, a ja to ignorowałam. Bardzo źle się z tym czuję.
- Ja wszystko rozumiem, no ale jedna wiadomość na jakiś czas by nie zaszkodziła - powiedziała, - Przeczuwam jednak, że nie po to chciałaś się spotkać.
- Masz rację. Taa po takiej przerwie od razu będę cię prosić o pomoc. Ale do rzeczy. Mam problem z ojcem. Już od dłuższego czasu zadaję się z jakimiś podejrzanymi typami. Zmienił się. Traktuję mnie, moją mamę i brata jak pionki. Mówiłam o tym mamie, ale nie chce słuchać, jest zaślepiona niewinnością ojca. On nosi nawet broń.
- No wiesz, ja też nosze. Yh, przepraszam, to całkiem inna bajka. Nie wiem w ogóle do doradzić. A twój brat, znaczy Paul, też to zauważył?
- Niestety tak. Jest cały czas świadkiem kłótni między mną a ojcem i jeszcze się go boi. Nie raz go uderzył, tak samo jak mnie. Zdarzyło się, że nawet kolbą od pistoletu go walną.
- Matko i córko! - prawie wykrzyknęłam na cały lokal. - I jakbym mogła ci pomóc?
- Bo wiesz, z tego co wiem, to masz jakieś kontakty w policji. Dałabyś radę sprawdzić te nazwiska? - odpowiedziała, podsuwając mi niewielką karteczkę. - Chyba na razie tyle możesz zrobić, bo nie ma dowodów na kontakty ojca z jakimiś bandziorami.
- Dobra, zrobię co w mojej mocy. W razie czego, to masz mój telefon - powiedziałam, przyśpieszając końcówkę, bo właśnie usłyszałam dźwięk mojego telefonu. To był Richard. Okazało się, że ścigają jakiegoś bandziora, który biegł trzy ulice od miejsca, gdzie się znajduję. Przeprosiłam Evę i wzięłam ruszyłam od razu w biegu. Głupio mi się zrobiło, bo to wyglądało jak bym nie chciała z nią rozmawiać, jakbym uciekała. Mając wyrzuty sumienia, biegłam przez skróty, jakie tylko mogły być aż w pewnym momencie zauważyłam gościa podobnego do opisu, który podał mi Moser, zdyszany uciekał. Zaczęłam biec w tamtą stronę i chyba skumał, że raczej nie jestem pokojowo nastawiona i ponownie zaczął biec. Koleś musiał być niezłą fajtłapą, że tak szybko go znaleźli, a poza tym uciekając przede mną potknął się o coś i złapałam go przez to. Wyrywał się, ale dałam sobie radę do pewnego momentu. Zaczęliśmy wymieniać się cisami. Parę razy dostał on po mordzie, parę razy ja dostałam. To był amator. Nie miał żadnej broni. A bić, to baba lepiej bije się od niego. Dlatego skończyło się na poobijanych twarzach i ciele. Ostatecznie skuli go w kajdanki.
- I co, znowu musiałam ci pomóc? - zadrwiłam z Richarda, z jakimś bandażem czy czymś przy nosie, aby zatamować krwawienie z niego. - Twoi dwoje ludzi w drużynie już ci nie starcze? - znowu spytałam z sarkazmem.
- Ha ha ha, a ty nie masz się z czego nabijać.
- Wiesz, przerwałeś mi konwersację z siostrą, co z tego, że cioteczną. - zaczesałam włosy do tyłu.
- Aha, i pewnie wyglądało to jakbyś od niej uciekała.
- Dokładnie.
- No to nie za ciekawie.
- Też tak myślę.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
No i przed Kobrą zdążyłam napisać.
Mam nadzieję, że nie przynudzam i że się podobało =D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz