Kolesiowi który spał wyciągnęłam broń z pokrowca. Zrobiłam to szybko i gwałtownie, więc się obudził. Chciał mnie zaatakować, ale od razu kopnęłam go i uderzyłam z rękojeści pistoletu. Nie stracił przytomności, ale był oszołomiony. Strzeliłam w zamek drzwi samochodu dostawczego, a następnie je kopnęłam. Otworzyły się. Tamten chciał mnie załatwić, ja musiałam skoczyć. Jechaliśmy całkiem szybko, więc miałam stracha i obawy. Jednak kiedy tamten chciał mnie zaatakować, ja pod wpływem emocji, żeby mnie nie złapał i nie udupił, skoczyłam. Zrobiłam to akurat gdy kierowca skręcał na skrzyżowaniu. Pod wpływem szybkości, poturlałam się trochę, a przy okazji potłukłam. Chwilę leżałam na ulicy, lecz mimo częściowego bólu po upadku musiałam szybko wstać i uciekać, bo zaczęli do mnie strzelać. Gdy skoczyłam do rowu, by się ukryć przed kulami głównie, dostałam kulkę w ramię. Upadłszy poczułam mocny, bardzo znajomy ból. Zanim się pozbierałam, oni odjechali kawałek, za kolejny zakręt. Wstałam, ruszyłam w bieg. Przy drodze stało jakieś stare auto. Zajrzałam przez okno, były kluczyki. Wsiadłam, opaliłam i ruszyłam za nimi. Miałam nadzieję, że ich dogonię o wkrótce na szczęście tak się stało. Jadąc starałam się mieć ich na oku, ale utrzymując dystans i od czasu do czasu chowając się za innymi samochodami, częściej większymi od tego, którym jechałam. Wkrótce znajdowaliśmy się na autostradzie. Wcześniej, jeszcze w mieście, założyłam kurtkę, która była w ukradzionym przez mnie samochodzie, aby szybko się nie skąsali, że jadę za nimi. Przy okazji ta czarna, skórzana i męska kurtka chroniła mnie przed utratą ciepła. W tym gruchocie nie działało ogrzewanie, a noc nie była ciepła. Scheiße, przeklęłam w duchu. W bocznym lusterku zauważyłam samochód, który miał z przodu zamontowane tak zwane koguty policyjne. Świetnie, pomyślałam, jeszcze brakowało mi tu glin w cywilnym aucie. Przejeżdżając kawałek za samochodem dostawczym, zerkałam co jakiś czas w lusterko, by zobaczyć, czy nadal cywilny wóz policyjny jedzie za mną i czy przypadkiem nie chcę czegoś ode mnie. Przecież jechałam kradzionym autem.
Gdzieś w międzyczasie poszłam w swoje myśli. Nie miałam żadnego planu. Robiłam wszystko spontanicznie. Pomyślałam, że jadąc za nimi uda mi się udowodnić, że to przestępcy. Tylko teraz nie miałam możliwości pomocy ze strony Richarda i jego kumpli. Byliśmy bardzo daleko od Berlina. I co teraz geniuszu?, spytałam sama siebie na głos, i co teraz zrobisz? Jesteś daleko od domu, od kogoś, kto mógłby ci pomóc i niby jak uratujesz swoją przyjaciółkę i resztę tamtych dziewczyn. No rzesz kurwa, zakończyłam swój monolog, gdy zobaczyłam jak gliniarz wymachuję mi, abym się zatrzymała. Od tego jednak "uratowały" mnie strzały. Bandziory, których śledziłam, zaczęli strzelać. Na początku tylko do wozu policyjnego, ale potem również i do mnie. Zapewne skumały, że za nimi jadę. Nosz cholera jasna!, krzyknęłam sama do siebie. Musiałam co jakiś czas jechać slalomem, żeby mnie nie trafili. Wóz policyjny też tak robił. To musiało nieźle wyglądać, bo jechaliśmy na zmianę, on w lewo ja w prawo, on w prawo ja w lewo. Nagle będąc po mojej lewej, walną swoim srebrnym BMW w moje biedne kombi od Volkswagena i finalnie skończyłam w rowie. Wysiadłam szybko z auta. Gdy zobaczyłam, że samochód dostawczy jest już daleko, ze zwątpieniem i wściekłością walnęłam pięścią w dach kombi, krzycząc przy tym na całe gardło "kurwa!" i innych przekleństw również po polsku. Oparłam łokcie o dach, a następnie schowałam głowę w ramionach, dotykając czołem metalowego dachu. Kompletnie zdołowana, nie wiedziałam co dalej. Z ponurych myśli, między innymi o tym, co tamci mogą zrobić Belli, wyciągnął mnie policjant, mówiąc coś do mnie, ale ja nawet tego nie usłyszałam. Podniosłam głowę, a niewysoki mężczyzna z całkiem długim, nie zadbanym i wyglądającym jak u bezdomnego zaroście, powili do mnie podchodził.
- Chyba mamy do pogadania. - rzekł, dłonią sięgając do wewnętrznej kieszeni swojej skórzanej kurtki i wyciągnął policyjną legitymację. - Gerkhan, policji. - powiedział, a ja złapałam się za głowę. Ja jednak nie do końca obudziłam się ze swoich myśli.
- I jak ja ją teraz kuźwa znajdę. - powiedziałam bardziej do siebie, ze zwątpieniem, patrząc się gdzieś w dal, przed siebie.
- Kogo znaleźć? - spytał glina.
- Teraz, to chyba już nie ważne. - powiedziałam, mając na uwadze to, że za nim ja się uporam z policją i za nim dojadę tam gdzie bandyci jechali, być może uda im się sprzedać Bellę jakiemuś pieprzonemu mafiozy.
- Skoro tak, to ręce do tyłu. Jesteś aresztowana za kradzież auta.
- No pięknie. - powiedziałam tylko, zrobiłam to co chciał, a następnie skierował mnie do służbowego auta. Musiałam go posłuchać, bo co? Miałabym uciec? Pogorszyłabym tylko swoją sytuację a i tak to teraz bez sensu. Poza tym i tak ten glina by mnie dogonił, a na autostradzie raczej nie ma jakiegokolwiek punktu zaczepienia, żeby się ukryć. Załamana sytuacją, siedząc na tylnym siedzeniu, wyprostowana i nadal patrząca w dal przed siebie w nieokreślony punkt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz