Dotarliśmy na miejsce. Po dość długiej drodze w końcu byliśmy u celu. Policjant zaparkował, zgasił silnik, wysiadł i otworzył mi drzwi. Wysiadłam. Moim oczom ukazał się wielki napis na budynku, "Autobahn". Od czasu do czasu miski mężczyzna trzymał mnie za ramie, które akurat bolało, abym przypadkiem nie uciekła. Weszliśmy do budynku. Od razu po wejściu było jedno duże pomieszczenie. Po bokach były rozmieszczone biurka policjantów. a środek robił za korytarz. Prowadził do dalszej części posterunku. Zaś pod jego koniec, gdzie robiło się coraz ciemniej, były dwa odgrodzone, osobne pomieszczenia. Po lewej stronie, w większym, znajdowała się kobieta, która siedząc przy biurku bacznie obserwowała policjanta, który mnie prowadził. Ten wzrok był dla mnie podejrzany. W drugim, mniejszym, również siedział przy biurku mężczyzna, mogłam się założyć, że o wiele wyższy od tego, który mnie pilnował. Nieoczekiwanie gliniarz znowu dotknął mnie i lekko (chociaż może nie do końca) pchnął w obolałe ramie. Dopadł mnie taki ból, że aż mnie zaćmiło i w pewnym momencie straciłam równowagę i upadłam. Nie wiem, co tamta kobieta sobie myślała, ale wyszła ze swojego pomieszczenia jak oparzona i zaczęła krzyczeć na niskiego policjanta.
- Co pan sobie wyobraża? Nie może pan tak traktować ludzi, a ostatnio podobne rzeczy, jeszcze gorsze wręcz panu się zdarzają! Proponowałam panu urlop, aby pan odpoczął, uporał się z problemami małżeńskimi, ale pan odmówił. Mam coraz więcej powodów, aby pana zwolnić! Nie zrobiłam tego wcześniej, ponieważ jest pan dobrym policjantem, dałam panu szansę! Jeszcze raz wydarzy się taka sytuacja, a naprawdę to zrobię! Niechętnie, ale będę musiała, bo... - podczas tych bardzo szybkich, wręcz błyskawicznych słów, chwilę pobyłam na podłodze, żeby przeminąć ból. Byłam lekceważona jakby mnie tam nie było, choć po części byłam tematem rozmowy... monologu, więc wstałam, a następnie próbowałam się wypowiedzieć, co naprawdę zaszło, lecz z pistoletem maszynowym nie miałam szans i nie wygrałam. Jedynie co udało mi się wypowiedzieć, to pojedyncze litery słów, którymi chciałam zacząć co raz to inne zdanie. I tak nawet tego nikt nie słyszał.
- Mój rozwód nie ma nic wspólnego z pracą. - powiedział ze spokojem i z żalem policjant, który zakuł mnie w kajdanki.
- To bardzo ciekawe. Patrząc na to, jak pan się zachowuję, jakoś w to nie wierzę. - kontynuowała kobieta. Nie znałam jej, ale wydawała się być niezłą zołzą. Swoją drogą nie wiedziałam dlaczego, ale twarz tego policjanta wydawała mi się znajoma. Z mojego pałacu myśli wyrwał mnie ponowny krzyk kobiety.
- Jeszcze raz pan kogoś potraktuje, a będzie musiał się pan pożegnać z pracą tutaj.
Chwila moment, Człowiek miałby stracić pracę, bo ma problemy w małżeństwie? Wychwyciłam taki moment rozmowy i kwestię, którą wypowiadała kobieta. Zbulwersowało mnie to.
- No przepraszam bardzo! - tym razem to ja krzyknęłam i przy okazji doszłam w końcu do głosu. Aż cały komisariat się na mnie popatrzył. - To, że ktoś akurat ma trudny okres w życiu, to nie jest powód, aby tego kogoś zwalniać z roboty! - ponownie krzyknęłam na facetkę, a tamta popatrzyła się na mnie ostrym wzrokiem. - A ja przewróciłam się z innego powodu.
- Nie obchodzi mnie co było przyczyną pani upadku, ale ten funkcjonariusz policji już dawno powinien tu nie pracować. - zołza wypowiedziała się i wróciła do swego biura. Natomiast tamten policjant mega wściekły poszedł do swojego biura, gdzie siedział też ten inny policjant.
- No świetnie, a ja? - powiedziałam, aby widziałam zerkanie niektórych policjantów. Rozejrzałam się. Za mną było wolne krzesło. Postanowiłam na nim usiąść, poczekać, aż łaskawie się ktoś mną zajmie. Nie chciałam uciekać. Nie potrzebne były mi dodatkowe kłopoty.
Siedziałam tam od dłuższego czasu. Cholera mnie brała. Nikt nie raczył mi nawet zdjąć kajdanek. Każdy był zajęty, albo takiego udawał. Dodatkowo było nieprzyjemnie i niekomfortowo i w ogóle nie wygodnie mieć ręce do tyłu jeszcze z kajdankami. Zadzwonił mi telefon. Nawet nikt mi go nie zabrał. Wyciągnęłam go jakimś cudem z trampka (tak z trampka, bo w takiej sytuacji jak ta, kiedy bandyci mnie pojmali, mogli mnie przeszukać i zabrać ten telefon), uprawiając przy tym zaawansowaną gimnastykę.Finalnie odebrałam i odpowiadałam na pytania Richarda, bo to on akurat postanowił się ze mną skontaktować.
- Wszystko w porządku. Mam tu pewien problem, ale bądź spokojny.Pewnie dawno ogarnąłeś, że podprowadziłam ci pluskwy? No. To daj znać, jak na moim komputerze coś będzie. Dobra, jakby coś, to dzwoń.
Zakończyłam rozmowę i położyłam telefon na blacie biurka, żeby następnym razem mieć telefon bliżej siebie. W pewnym momencie poczułam coś dziwnego w mojej ranie i zauważyłam, że po dłoni spływają mi krople krwi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz