niedziela, 7 sierpnia 2016

Rozdział 80.

     - A! Prawie zapomniałbym. - przypomniał sobie Oliver. - Dane Rucka były na tym kawałku kurtki skórzanej. Idąc dalej, ta bransoleta, rzemyk czy co tam innego miał tylko ślady jakiegoś środka łatwopalnego.
     - No to już coś wiem.
     - O, tu masz pen-drive'a. Wszystko tam poprzenosiłem.
     - Wielkie dzięki. Nie wiem, jak mogę ci się odwdzięczyć.
     - Może kiedyś przyjdzie taki czas.
     - Dobra zmywam się, bo kłopoty nam przyniosę. Narka!
     - No, na razie. Do zobaczenia!
   Szłam tak szybko, że prawie biegnąc. Wyszłam z komisariatu. Wsiadłam do auta i jak najszybciej pojechałam do domu. Będąc już w nim zasiadłam po raz kolejny do laptopa Richarda. Że jeszcze mi go nie zabronił używać, pomyślałam i kontynuowałam działania w szukaniu niejakiego Ericha Rucka. Po godzinie miałam dość. Nigdzie nie było o nim informacji. Pewnie to ktoś ważny w świecie tych bandziorów, stwierdziłam w myślach. Cholera, pewnie nic o nim nie znajdę. Pojadę pod adres tego drugiego, może coś będzie.
      I jak pomyślałam, tak zrobiłam.
   Za nim jednak wyruszyłam w drogę wzięłam ze sobą swoje dwa pistolety i dodatkowe magazynki do nich. W końcu to miejscówka jakiegoś cholernego bandyty. Ogarnęłam jeszcze mniej więcej gdzie to jest i pojechałam tam. Będąc już tam pojechałam trochę dalej, aby mnie nie widział, jeżeli jest w domu i żeby w ogóle nie wzbudzać większych podejrzeń. Wzięłam jeden z pistoletów i wysiadłam z auta. W stronę domu szłam normalnie, ale potem skradałam się, mając przed sobą wyciągnięte ręce z bronią. Kurde, pomyślałam, idę jak typowy glina. Obeszłam cały dom, a potem do niego weszłam, jak już uporałam się z zamkniętym zamkiem jakimś drutem. Trochę mi to zajęło. Z początku jak weszłam nie było nic. Normalny dom, mogłoby się wydawać. Weszłam dalej, a tam w jednym z kątów pomieszczenia były porozwieszane jakieś papiery. Podeszłam bliżej i się przyjrzałam temu. Zdjęcia, opisy, mapa trasy, jakaś data i miejsce.
     - Cholera, to już niedługo. - powiedziałam do siebie. Przyglądając się dalej i przeczytając szybko, to co było napisane, przeraziłam się. - Ja pierdole... - przeklęłam, kontynuując swój monolog. - Przecież oni chcą wywieźć te kobiety i sprzedać jakimś zboczeńcom i nie wiadomo co jeszcze. - trochę naprawdę przerażona wyciągnęłam telefon i zrobiłam zdjęcie temu wszystkiemu. Na oddzielnych fotografiach zamieściłam mapę, listę dat spotkań i wyznaczonych miejsc. No Bella, mam nadzieję, że jeszcze trochę wytrzymasz, powiedziałam do siebie, gdy nagle ktoś wszedł do domu. Kurwa, tylko tyle przeszło mi na myśl. Schowałam się jakimś kantorku pod schodami. Przez szparę zobaczyłam, że jest to niejaki Dietrich Schwieb. Właśnie zadzwonił mu telefon.
    - No wiem, że miałem przyjechać. - powiedział do słuchawki. - Za niedługo tam będę i wszystko sprawdzę do naszego spotkania z kupcami. - przerwa, słuchał co ma do powiedzenia ten po drugiej stronie słuchawki. - Dobra. Nie ma o co cię martwić o to. Ale załatwię to dopiero jutro. A co z tą dziewczyną, co zastępuję Rebekę? To dobrze. Zajrzę do niej jak już będę. 
W tamtej chwili pomyślałam, iż chodziło mu o Bellę. Chciałam to sprawdzić, ale najpierw postanowiłam jechać za nim. Jechał tam. Miałam nadzieję, że Bella tam będzie.
Tymczasem tam, podłożyłam Schwieb'owi jeden z nadajników GPS, który miałam i naszykowałam gdzieś na początku działań związanych z odnalezieniem Belli. Stwierdziłam, iż to na pewno mi się przyda. Zintegrowałam pluskwy z telefonem. Jednak mają określony i ograniczony zasięg. Skradałam się po całym placu, za jakimiś kontenerami, panelami i innego tego typu rzeczami. Usłyszałam jakieś krzyki. Ostrożnie skierowałam się w tamtą stronę. Odkryłam dość nieprzyjemne miejsce, a tam kilka dziewczyn. Normalnie zamarłam. Zobaczyłam dobrze mi znaną twarz. Blond włosy, błękitne oczy. Wyglądała na wyczerpaną. Dodatkowo była brudna, niezadbana, z resztą jak wszystkie pozostałe dziewczyny. Nigdy nie widziałam jej w takim stanie. Oczy mi się zaszkliły, jakbym miała płakać (a to do mnie w ogóle nie podobne) widząc w takim stanie swoją przyjaciółkę, Bellę. Podeszłam do niej. 
     - Jezu, jak dobrze, że żyjesz! - powiedziałam z euforią. Była zaskoczona moją obecnością, a ja od razu zaczęłam tłumaczyć. - Słuchaj, tera muszę iść, bo nie mam dowodów, na to, co robią. Ale nie martw się. Wrócę po ciebie. Wrócę po nie wszystkie. Nie wiem ile mam czasu, ale możesz, jeśli coś wiesz, szybko mi opowiedzieć o co chodzi z tym twoim porwaniem?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz