sobota, 28 stycznia 2017

Rozdział 84.

     Wszyscy mnie bacznie obserwowali. Ja zaś miałam ich daleko w dupie. Rozejrzałam się po biurku, mając nadzieję, że będzie tam coś przydatnego. Moje usta zamieniły się w uśmiech, gdy zobaczyłam spinacz do papieru. Mając z tyłu ręce stwierdziłam, że nie będzie tak łatwo rozpiąć kajdanki. Postanowiłam coś zrobić. Chociaż spróbować. Wiedziałam, że łatwo nie będzie. Z krzesła usiadłam na podłodze. Z trudem realizowałam swój plan. Próbowałam skute ręce jakoś przenieść pod pośladkami. Gdy to robiłam, czułam mocny ból w nadgarstkach, jakby kajdanki wbijały mi się w skórę i chciały je oderwać. Cholernie bolało. Ta chwila ciągnęła się w nieskończoność. W decydującym momencie najbardziej bolało, ale po chwili poczułam niesamowitą ulgę, gdy się udało. Szczęśliwie mogłam dotknąć miejsce pod kolanami. Głowę oparłam na kolanach i czekałam, aż ból w ranie i w nadgarstkach choć trochę minie. Po nie dłuższym czasie przełożyłam jedną nogę, a potem drugą przez skute ręce. Szczęście mnie ogarnęło, kiedy się udało. Znowu przeczekałam ból i w końcu mogłam wziąć się za otwieranie kajdanek odpowiednio zgiętym drucikiem, zrobionym ze spinacza do papieru.  Po chwili wyczucia, w końcu mi się udało. Rana krwawiła coraz bardziej. Zdjęłam kurtkę, potem bluzę, a ranę polałam wodą ze specjalnego automatu. Ostatecznie mocno zawiązałam kawałkiem bluzy, który urwałam, aby krwawienie ustąpiło. Przez pewien czas czułam wyraźne pulsowanie krwi. Mając rękę cały czas wyprostowaną, czekałam w napięciu, aż krwawienie przejdzie. Oparłam głowę o dłoń i odetchnęłam z ulgą. Krwawieniu ustało.
     Następne większość czasu siedziałam, siedziałam i ... siedziałam. nikt z łaski swojej nie raczył się zająć moją sprawą. nikt nawet po dłuższym czasie nie zareagował na to, że wcześniej rozmawiałam przez telefon i na to, że rozkułam sobie kajdanki. Nawet nikt nie wezwał lekarza, widząc moją ranę postrzałową. Żadnej reakcji od nikogo, choć wszyscy gapili się na mnie, łącznie z wysokim policjantem pracującym z tym, co mnie tutaj przywiózł. "Co za urocze miejsce i ludzie", pomyślałam, próbując zrozumieć dlaczego do tej pory mnie nie spisano. Więc siedziałam dalej. W szczególności, że gdybym chciała stąd tak po prostu wyjść, nagle znalazła by się osoba, która zakułaby mnie znowu w kajdanki, a jeżeli udałoby mi się uciec, wysłaliby wszystkie radziowozy.
     Łaziłam po całym pomieszczeniu, wyglądałam przez okna, zaglądałam do monitorów policjantów. Nic nierobienie mnie dobijało, a niski glina, który mnie tu ściągną, nawet nie raczył się zainteresować moją osobą. Z tą myślą postanowiłam zajrzeć do biura jego i jego wyższego kolegi. Zauważyłam, i się zdziwiłam, gdy zobaczyłam na ekranach znane twarze przestępców, których ja ścigałam, by ratować Bellę. Obaj stali i medytowali patrząc na to zdjęcie.
     - Ooo, widzę, że wy też ich szukacie. A może chcecie ich plany? - odezwałam się. Oni tylko lekko odkręcili głowy w moją stronę, popatrzyli kątem oka i odwrócili wzrok z powrotem na ekrany i do swojej rozmowy. - Nie to nie - rzuciłam tylko, a tamci nawet nie zwrócili uwagi. Popatrzyłam się na nich z przymrużonymi oczami, pokręciłam lekko głową i z powrotem usiadłam na miejsce, które zajmowałam od początku pobytu w tym miejscu.
     Nie wiedząc, ile godzin upłynęło, zadzwonił mój telefon. Ponownie dzwonił Richard. Znudzona odebrałam telefon. Kiedy usłyszałam, co mi powiedział, to zamarłam,, a jednocześnie wkurzyłam, krzyknęłam tylko na cały głos i cały posterunek jedno słowo: "co!?", gdy usłyszałam, że Eva, moja siostra cioteczna została porwana. Po bardzo krótkiej, zakończonej rozmowie z Moserem, chodziłam i nie mogłam stanąć w miejscu. Tak mnie nosiło, że nie było szans abym siadła. Szukałam w głowie jakiejś opcji, żeby pojechać jak najszybciej w miejsce zamieszkania Evy. Mało tego, gdy będę uciekać, policjanci nagle mogliby się mną zainteresować. Głowiłam się co zrobić. W pewnym momencie zauważyłam, jak do biurka gliniarza, który mnie aresztował, wchodzi policjant i zostawia kluczyki do auta. Pokręciłam się po posterunku, również po owym biurze, i w pewnym momencie zawinęłam te kluczyli. Oczywiście wcześniej dyskretnie sprawdziłam, czy nikt nie patrzy, wszyscy byli zajęci. Kontynuowałam swoje chodzenie, tak aby każdy myślał, że nadal łażę po posterunku. Przechodząc koło wyjścia, szybko wybiegłam. Jak na złość przed wejściem do budynku minęłam się z policjantem, który złapał mnie na autostradzie, oraz jego wysokiego kolegę. Dlatego przyśpieszyłam, a w trakcie biegu przycisnęłam guzik na kluczyku i skierowałam się w stronę migających świateł otwierającego się samochodu. Szybko wsiadłam, odpaliłam silnik i z piskiem opon ruszyłam srebrnym BMW. A w lusterku zobaczyłam tylko biegnących za mną nijakich tamtych dwóch policjantów. 
     Dojechawszy na miejsce, na przeciw drogi wjazdowej do domu Evy, na poboczu jezdni stał bus policyjny. Zaparkowałam nie swoim autem właśnie za nim. Wysiadłam z auta i skierowałam się do domu Evy. Usłyszałam za sobą szmery, a gdy się odwróciłam, całkiem duża grupa mężczyzn zaczęła mnie otaczać. Jeden z nich zaszedł mnie od tyłu, swoją ręką zaczął trzymać za gardło, a drugą rękę wplótł w moje i wygiął do tyłu. Inny zaś przyłożył mi do ust i nosa materiał nasączony jakąś substancją. Próbowałam się szamotać, poniekąd mi się to udawało, lecz to było niewystarczające i wkrótce straciłam przytomność. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz