niedziela, 5 lutego 2017

Rozdział 87.

     Idąc korytarzem posterunku z którego niedawno uciekłam, tym razem nie mając założonych kajdanek na nadgarstki. Myliłam się co do tego, że znowu będą chcieli mnie w nie zakuć. Z tego powodu inni policjanci dziwnie się na mnie patrzyli.
     Okazało się również, że tamci dwaj policjanci ścigają tych samych przestępców, co porwali Bellę i przypomnieli sobie, że ja niegdyś wspominałam, że wiem gdzie są i że mam ich plany.
     Jadnak najpierw popytali mnie, dlaczego ja tak w ogóle ścigam tych handlarzy ludzi, którymi byli tamci. Wyjaśniłam im więc, całą sytuację, że próbuję ratować przyjaciółkę (co za bardzo mi nie wychodzi). Po minie tego niskiego, który najprawdopodobniej nosił nazwisko Gerkhan, wywnioskowałam, że chyba było mu trochę głupio, bo mimo, że nie należę do policji, to jednak przeszkodził mi w tym, co robię. W końcu chcieli by pokazać im plany. Zrobiłam to, mając nadzieję, że w końcu będziemy mogli sobie pomóc. 
     Niestety, myliłam się, na tamtą chwilę.
     -No, to pod najbliższą datą mają zjawić się w starej fabryce, nawet całkiem niedaleko stąd. Trzeba będzie tam pojechać. - powiedziałam patrząc się na duży ekran z wyświetlonym zdjęciem planów przestępców, w zamyśleniu. Zaczęłam myśleć nad swoim planem. 
     - Zobaczymy. Musimy mieć zezwolenie na akcję, ale na to trzeba dowodów, których praktycznie nie mamy. - odezwał się wysoki policjant. 
     - To musicie to załatwić, macie dwa dni. - powiedziałam, ledwo trzymając nerwy na wodzy. 
     - I tak zrobimy, ale bez pozwolenia nie będziemy mogli tam pojechać. - rzekł tym razem niejaki Gerkhan. 
     - Zawsze można powiedzieć, że ta akcja będzie żeby uzyskać dowody. - powiedziałam jeszcze w miarę spokojnym tonem. 
     - Dobry pomysł, ale jak nie będziemy mieć pozwolenia nawet na to, to nici z jakiejkolwiek akcji. - znów odezwał się Gerkhan, jakby zrezygnowanym tonem. 
     Policjanci wyszli z pomieszczenia, a ja nadal patrzyłam się na plany bandziorów. Chciałam je zapamiętać w razie czego. Próbowałam również wymyślić plan, gdy nie będzie pozwolenie na akcję policyjną. Miałam nadzieję, że jednak będzie akcja policyjna i w końcu uda mi się wyciągnąć z tego gówna moją przyjaciółkę.
     Postanowiłam, że gdy nadejdzie dzień spotkania najprawdopodobniej klientami tych, co ścigam, z pozwoleniem i policją czy bez i tak tam pojadę. Chociażby nazbierać dowodów, których tak bardzo potrzebują.
     Stwierdziłam, że potrzebny jest mi odpoczynek. Miałam trochę czasu, przecież na razie nie mogłam nic zrobić w sprawie Belli. W pomieszczeniu w którym byłam, była mała kanapa. Położyłam się na nią. Nie do końca pomieściła moje nogi, dlatego pod kolanami miałam podłokietnik. Po głębokich zamyśleniach, usnęłam.
     Obudziłam się obolała. Wcześniejsze bicie podczas "przesłuchania", gdy tamci mnie zgarnęli, a dokładnie sińce i obolałe ciało, dało się we znaki. Wcześniej dużo się ruszałam, więc mniej odczuwałam ból. Ledwie co usiadłam z pozycji leżącej. W pomieszczeniu było duszno. Wyszłam z niego. Nie było większej zmiany. Była pora letnia, więc musiała prawo być duszno. Usiadłam na krześle, na tym samym, co wcześniej, kiedy trafiłam tu za pierwszym razem.
     Wkrótce było mi tak gorąco, że postanowiłam w końcu zdjęć bluzę. Nie chciałam tego robić. Po co niby mieli patrzeć się na moje obsiniaczone ciało? Ciężko było mi zdjąć ubranie, bo za każdym ruchem ręki, wszystkie połączone z nią mięśnie odzywały się bólem. Powoli i delikatnie zsunęłam jeden rękaw z trudem, a następnie drugi. I miałam rację co do tego, że będą się na mnie gapić. Patrzyli się na mnie, jakby trupa czy coś zobaczyli. Kątem oka zobaczyłam, że nawet wysoki policjant, partner Gerkhana, który niedawno zjawił się na posterunku, też za bardzo się zapatrzył. Jakby nie widział pobitej kobiety...
     Chciałam, aby nadszedł już ten dzień. Chciałam, żeby Bella już nie była w rękach tych skurwysynów, a oni żeby zapłacili za swoje siedząc w pierdle. Chociaż jak dla mnie to i tak za niska kara, jak na ludzi, którzy bawią się w Boga i niby panują panować nad ludzkim życiem.
     Czekanie i nic nie robienie było katurgą...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz