środa, 6 stycznia 2016

Rozdział 70.

Oceniłyśmy z Elizabeth, że starczy paliwa do parku. Postanowiłam tam pojechać, stwierdziłam, że będzie tam dużo ludzi i może ktoś nam pomoże chociażby dając zadzwonić z telefonu komórkowego. Gdy byłyśmy prawie na miejscu, zdziwiło mnie zniknięcie auta Shelby jak i policji. Auto spowodowane brakiem paliwa, zatrzymało się tuż przed wejściem do parku. Od razu opuściłyśmy terenówkę. Pokierowałyśmy się do wejścia do niejakiego parku. Będąc parę kroków w środku, nadjechał pickup Shelby. Kazałam Elizabeth zadzwonić po policję, a ja zajmę się blondynką. Jej stan był gorszy od mojego, więc byłam pewna, że poradzę sobie lepiej w biciu się z jedną kuśtykającą nogą, w przeciwieństwie do niej, co miała ranne dwie kostki. W dodatku, nie miałam pewności, czy w ogóle umiała się bić w jakiś sposób.
Podczas gdy Elizabeth ciągnęła raz jedną, raz drugą nogę za sobą, ja specjalnie zwolniłam. Widząc Shelby na cieniu, oraz w odbici lampy, przygotowałam się na cios. Gdy to chciała wykonać cios, zrobiłam unik i walnęłam ją łokciem w brzuch. Była zaskoczona. Wykonałam ten sam ruch, ale tym razem walnęłam ją w nos. Poleciały jej podłużne krople krwi z nosa, które podążały ścieżką zaschniętej już wcześniej krwi, która była skutkiem wcześniejszego walnięcia w nos. Wyjęła nuż. Zdziwiłam się, dlaczego nie pistolet, ale w sumie było to na moją korzyść. Zaczęła nim wymachiwać, no a ja jak zwykle próbowałam unikać ciosów, choć nie bardzo moje uniki działały, kilka razy poczułam, jak delikatnie nóż przecina moją skórę, robiąc głębsze lub mniej skaleczenia. Chciała mnie dźgnąć w ramię, na szczęście nie musiałam narzekać na refleks i złapałam ją w ostatniej chwili za nadgarstek. Siłowałyśmy się. Raz nóż był bliżej mnie, raz dalej. Udało jej się lekko mnie zranić, ale to było tylko głębokie skaleczenie. Za to ja kopnęłam ją w brzuch. Trochę nieudolnie, bo wykonałam czynność chorą nogą. Dzięki temu odebrałam jej nóż. Powymachiwałam nim, tak jak ona to robiła, tylko umiejętniej i zrobiłam kilka porządnych nacięć. Chcąc ją dźgnąć w brzuch, one nadepnęła mnie na ranną stopę. Zdekoncentrowała mnie. A kiedy wymierzyłam w nią nożem, poczułam na czole zimną lufę pistoletu. Puściłam nuż. Wypuściłam powietrze ustami, na których pojawiła się kreska. Przełknęłam ślinę. Trzeba było coś wymyślić. Gwałtownie złapałam za broń. Zaczęłyśmy się szarpać. W końcu ta wariatka pchnęła mnie, a ja wywróciłam się i uderzyłam tyłem głowy o ławkę. Zaćmiło mnie trochę. Wzrok miałam nie ostry i jakby chwilowo mnie sparaliżowało. Ale na szczęście gdzieś to minęła i w ostatniej chwili skosiłam tę psycholkę. Shelby wywróciła się, a ja szybko zabrałam spluwę, którą wypuściła po przez upadek, a którą przed momentem wymierzała we mnie. Wstałam głównie podskakując na jednej nodze, aby nie urazić się w nogę tą ranną, jeszcze zdążę się w nią urazić. Nie obejrzałam się, a Shelby wstała, w prawdzie stała jak pijana, ale jednak, i rzuciła się na mnie, chcąc odzyskać broń. Podczas tej szarpaniny i momentami bijatyki, bo raz ja jej przywaliłam, raz ona mi, zauważyłam, iż byłyśmy w alejce, gdzie zwykle przesiadywałam, a Elizabeth była dopiero w połowie tej alejki i nie zanosiło się, żeby był ktoś, kto mógłby dać zadzwonić, czy coś. Cały czas szarpałam się z tą wariatką. Gdzieś w międzyczasie zauważyłam kątem oka, jak do parku wchodzi nie kto inny jak Sam ze swoimi kumplami. Można by rzec, że odpowiedni człowiek w odpowiednim czasie i miejscu. Za niewielką grupką w niedługim czasie pojawili się dwaj policjanci. Zdawało mi się, że gdzieś ich widziałam. Trochę dziwiłam się, bo przecież Elizabeth nie zdążyła ich zawiadomić. Dopuszczałam jeszcze do siebie myśl, iż to są po prostu gliniarze, którzy nas jeszcze niedawno ścigali. Nie wiem czego, ale Shelby była zaskoczona ich widokiem.
W końcu znudziła mi się ta szarpanina, więc udało mi się ułożyć ręce tak, aby łokciem przyłożyć ponownie w jej żuchwę. I to kilka razy. Udało mi się ją ode mnie odczepić. Ona za to uderzyła mnie w ranną kostkę po raz drugi. Natychmiast ból mnie sparaliżował i przez co wylądowałam na glebie. Pociągnęłam za sobą Shelby. Niestety miała przewagę. Usiadła na mnie i znowu skądś wyciągnęła nóż. Chciała wbić mi go w serce. Nie udało jej się. Natomiast po dłuższym kolejnym siłowaniu się wbiła mi go w ramię. Zawrzeszczałam z bólu, że było mnie słychać na drugim końcu miasta. Po chwili sama Shelby mnie podniosła. Ja ledwo co ogarniałam, ale nie dało się nie zauważyć, ze przejęła pistolet. Uderzyłam ją głową o jej głowę. Parę razy ją uderzyłam jakimiś słabymi ciosami i tym razem to ja próbowałam odebrać jej broń, którą kierowałam w jej stronę, w razie czego, to ją trafi kula. W kolejnej już szarpaninie odbył się strzał. Miałam jednak w dłoni broń i strzeliłam w kierunku biegnącej w stronę Elizabeth blondynki, która za pewne myślała, że już po mnie. Po chwili Upadłam tracąc przytomność. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz