Dzwonek do drzwi zabrzmiał raz jeszcze. Już chciałam wstać i otworzyć, ale Richard mnie w tym uprzedził, jednak zamiast otworzyć, wrócił. Spojrzał na mnie takim wzrokiem, jakby ktoś zginą. Po chwili zrobił taką dziwną minę zbitego psa i zapytał:
- To Sam... Wpuścić go? - jego słowa mnie zaskoczyły. Nie wiedziałam co robić. Chwilowo spanikowałam. Stwierdziłam, że skoro przyszedł, to musiał nabrać nieźle odwagi i przezwyciężyć wszystkie obawy i przeciwności, jakie udało mu się znaleźć. Podczas moich zamyśleń zdążył zadzwonić jeszcze kilka razy.
- Wpuść go. - powiedziałam w końcu. Przecież niedawno sama doszłam do wniosku, że musimy pogadać. Skoro przyszedł nie mogłam przepuścić okazji rozmowy. Po za tym stchórzyłabym, za każdym razem, gdybym to ja chciała porozmawiać, albo gdy on przyszedłby w innej sytuacji. Teraz jestem słaba, po lekach i nie za bardzo mogłabym wymyślić jakieś wymówki, aby nie rozmówić się z nim. Z moich zamyśleń wyrwał mnie głos Sama, podczas gdy Richard pokierował się od razu do swojej sypialni.
- Cześć. - przywitał się niepewnie i niepewnie wchodząc.
- Cześć. - również przywitałam się, starając się być miłą.
- Słyszałem o twoim wyjściu ze szpitala, pomyślałem, że wpadnę i zobaczę jak się czujesz. - powiedział na wstępie nadal nie będąc pewien. W powietrzu wyczuwalna była sztuczna atmosfera.
- Wiesz, poobijana i słaba, czyli prawie jak zawsze. - próbowałam rozluźnić atmosferę. - A tak na poważniej, to co raz lepie.
- To dobrze, jak co raz lepiej.
Podczas rozmowy, było słychać wyraźną jej sztywność. Oboje byliśmy zestresowani. Nie wiedziałam jak zacząć tę właściwą część rozmowy. Nie byłam pewna czy w ogóle do tego dojdzie.
- No wiesz, mogło być gorzej. - kontynuowałam dialog, a on siadł na kanapie, niedaleko mnie.
- Ej, nie mów tak. Zostałaś nieźle ranna. I nie ukrywam... po części się za to obwiniam.
- Teraz ty nie opowiadaj głupot. Niby skąd miałeś wiedzieć, że Shelby nadaje się do psychiatryka.
- No niby tak, ale...
- Nie ma żadnego 'ale'. Stało się co się stało. Nie obwiniaj siebie, bo to nie twoja wina.
- Ale jakbym się z nią nie związał... Z resztą przez nią nasz związek zakończył się.
- Muszę się coś ciebie spytać. Czy wy... razem z Shelby...
- Nie, nie, nie. Jeśli chodzi ci o to, czy spotykałem się z nią będąc w związku z tobą, to kategoryczne nie.
W tamtym momencie zrobiło mi się lepiej. Chociaż teraz nie będę żyć w kłamstwie jak dotychczas. Z drugiej strony ogarnęłam, iż byłam na niego zła tyle czasu, można powiedzieć bez powodu.
Jeszcze trochę pogadaliśmy i nawet atmosfera się z rozluźniła, ale oczywiście ja po lekach i w ogóle z powodu tych raz powoli zachciewało mi się spać. Z uprzejmości Sam postanowił opuścić mój dom, więc ja go odprowadziłam do drzwi, następnie pokierowałam się do swojego pomieszczenia. Na szczęście czułam się lepiej psychicznie w przeciwieństwie do fizycznego.
Kolejnego dnia postanowiłam wybrać się na spacer. Richard protestował, ale powiedziałam mu, że świeże powietrze mnie chyba nie zabije.. Mało tego nie uśmiechało mi się siedzieć samemu w domu. Oczywiście spacerowałam po parku. Fascynowałam się świeżym powietrzem, gdzie nie gdzie kwiatów i śpiewem ptaków, jak nigdy zachwycałam się tym. Usiadłam na ławce. Obserwowałam różnych ludzi. Dzieci, dorosłych, starsze osoby, pary. Pomyślałam sobie, jak to by było, gdybym ja miała takie życie. Doszłam do wniosku, że brakowało by mi czegoś. Teraz momentami brakuje mi czegoś takiego jak rodzina, ale gdybym była z fałszywymi ludźmi, to chyba jednak wolę w ogóle jej nie mieć. Patrząc na rodziców z dziećmi w tym parku, oceniłam iż moi rodzice nigdy nie byli tacy w stosunku do mnie i nie ma czego żałować.
Z moich filozoficznych przemyśleń wyrwał mnie dźwięk telefonu. Bella poinformowała mnie o swojej wizycie przy okazji zabierając ze sobą Carly, Evelyn i Kaylę. Wtedy spędziłyśmy świetnie czas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz