piątek, 29 lipca 2016

Rozdział 79.

     Wiedziałam, że to raczej nie będzie przyjemne, ale musiałam zobaczyć ciało, które rzekomo i jak na razie oficjalnie, należało do Belli. Szybkim tempem doszłam do odpowiednich drzwi. Zrobiłam pauzę. Nie miałam ochoty w tamto nieprzyjemne miejsce, ale musiałam. Spokojnie otworzyłam drzwi i weszłam do milszej części policyjnej kostnicy. Zamykając za sobą drzwi, rozejrzałam się. Następnie pokierowałam się w głąb dużego pomieszczenia. Od wejścia, kilka kroków do przodu musiałam pokierować się na lewo. Tam była ta mniej fajna część. Tam był mój zaznajomiony patolog.
  - Cześć. - powiedziałam, starając się być miłą. - Widzę, że masz dużo roboty. - skomentowałam, widząc jak wykonuje swoja pracę.
    - Oo, cześć. Jak widzisz. Ludzie nie mają co robić, tylko mordować innych. A ciebie co tu sprowadza? Pewnie masz do mnie sprawę.
      - No... Zgadłeś. Możesz pokazać mi ciało z tego pożaru?
      - A co ty znowu kombinujesz?
   - Bo widzisz, w tym pożarze najprawdopodobniej zginęła moja przyjaciółka. Ale mam podstawy by wierzyć, że ciało zostało podmienione i że jednak ona żyje.                          
      - To bardzo poważna sprawa, ktoś o tym wie?
      - Richard, ale tylko o tym, że prowadzę tak jakby swoje śledztwo. Nie chcę robić rozróby, bo przecież mogę się mylić.
      - No dobra. Pomogę ci. Oczywiście ani słowa nikomu.
      - Byłabym wdzięczna.
      - Powiem ci, że też coś mi tu nie gra. Niby wszyscy zginęli w ogniu, ale na jednym ciele jakby ślady po kuli. Nikt nie wszczynał śledztwa, to i nie kazali badać. - w czasie wypowiedzenia tych słów podszedł do tak zwanej "lodówki" i otworzył jedną z nich.
     - To chyba myślimy o tej samej osobie. Dobra pokazuj.
     - Wiesz, że to nie będą miłe widoki.
     - Jestem tego świadoma, ale muszę.
    - No dobra. To patrzymy. - odchylił materiał przykrywający ciało. Ja tylko skrzywiłam usta na widok w większości zwęglonego niegdyś ciała ludzkiego. - Patrz, tu. Jest tak jakby wgłębienie. Takie jak zazwyczaj jest w przypadku postrzału.
  - Noo. Masz rację. Na szczęście jest jeszcze całkiem duży fragment ocalałej ręki. - powiedziałam, przechodząc na drugą stronę i wyciągając telefon. - Teraz spójrz na to. Widzisz? To jest ręka jakiejś innej zmarłej dziewczyny. Moja przyjaciółka nie ma tatuażu. Dodatkowo nie lubi pierścionków, a tu takowy jest.
     - Kurde, masz racje. Dziwna sprawa.
     - Dlatego do ciebie przyszłam. Dobra zrobię zdjęcie i chowaj to, za nim ktoś zobaczy. Wielkie dzięki. Okay. Idę, bo zaraz ktoś tu przyjdzie i będę musiała udawać twoją dziewczynę! - powiedziałam z sarkazmem z lekko podniesionym tonem, bo skierowałam się do wyjścia. W odbiciu jednego ze szkła tylko zobaczyłam, jak patolog szeroko się uśmiechną kręcąc przy tym głową.
   Będąc już w domu, przeniosłam wszystko co miałam na komputer. Weszłam w zadumę. Jeszcze tylko te wyniki od Olivera, pomyślałam, i będę pewna, że Bella żyje. Poszłam wcześniej spać, czułam duże zmęczenie.
    Dnia następnego nie mogłam doczekać się wieczoru, gdzie dowiem się od Olivera wszystko, co by mi pomogło w dalszych poszukiwaniach Belli. Do tego czasu przeglądałam wszystko co miałam. Nie mogłam nic nie robić. Pomyślałam, że może coś pominęłam, więc wolałam po przeanalizować. Więc z tym mi się zeszło. Gdy prawie był wieczór, wsiadłam do auta i pojechałam na posterunek. Spokojnie weszłam do budynku i skierowałam się e odpowiednią stronę. Robiłam to ostrożnie, by nikt mnie nie widział. Nie chciałam niesfornych pytań, jakbym w razie kogoś spotkała. Również ostrożnie weszłam do pomieszczenia technika. Będąc pewna, że nikogo nie ma weszłam do pomieszczenie na luzie.
      - Cześć Oliver! - powiedziałam głośno, a on wynurzył się z pod biurka.
   - O, cześć. W samą porę jesteś. Właśnie skończyłem. Musimy się sprężać, bo niedługo komisarze mają się zjawić.
      - No to co tam masz.
      - Ta krew z próbki należała do Izabelli Evans.
      - Cholera, ciekawe co jej zrobił.
     - Cii, dalej, ta krew z tego zaschniętego materiału, to krew tego gościa. - wskazał na monitor komputera. Z ciekawością na niego spojrzałam. - To Dietrich Schwieb. Koleś zajmuje się handlem ludzi, głównie kobiet i tego co popadnie. Nic mu nie udowodniono. Pewnie mają dobrych prawników. Ten to Erich Ruck. Nic o nim nie wiadomo.
     - Nie dasz dary czegoś wyszukać?
     - Wiesz, nie jestem Oliverem Queenem jako Green Arrow. Nie wszystko udaje mi się znaleźć czegoś za pieniądze lub wyłudzić informacje przystawiając strzałę z łuku do czyjegoś czoła.


wtorek, 26 lipca 2016

Rozdział 78.

     Wpatrywując się w monitor od paru godzin, czekałam na odpowiedni moment na nim, gdzie będzie widać co przed podpaleniem domu Belli się działo. Gdy ledwie patrząc i prawie usypiając w końcu doczekałam się. Na nagraniu widać było jak jakiś podejrzany koleś najpierw kręci się koło domu, następnie włamuję się do niego, wychodzi z nieprzytomną Bellą, a inny typ zaciąga ciało kogoś, najprawdopodobniej dziewczyny, którą widziałam na miejscu, gdy myślałam, że to ciało mojej przyjaciółki. No i w końcu był ogień. Ha!, pomyślałam, no i miałam rację. Bella żyje i potrzebuje pomocy. Muszę działać szybko. Ostatnimi siłami wszystko skopiowałam ponownie, jak poprzednim razem na pen-drive'a, a potem na swój komputer i w końcu poszłam spać. 
     Następnego dnia gdy wstałam, przebrałam się w świeże ubrania, a te, co miałam na sobie, zaniosłam do kosza na brudy w łazience. Chcąc wyjść, zauważyłam, że Richard jest w domu. 
     - Ty tutaj? - spytałam z zaskoczeniem w głosie. - Przecież masz tyle roboty, że cię o tej porze nie ma.
     - Tak się złożyło - zaczął. - że szef przegnał mnie z posterunku, żebym w końcu wypoczął.
     - I dobrze zrobił. - rzekłam. - Tyle tam siedzisz, że niedługo będziesz myślał, że to twój dom.
     - A ty gdzie się wybierasz? - spytał.
    - Na twój posterunek. Mam sprawę do tego, no, nie pamiętam jak się nazywał. No wiesz, ten od badania śladów i tak dalej.
     - Tak, wiem o co ci chodzi. Tak dzisiaj jest.
   - A jest ten, no kurde, zapomniałam imienia. No wiesz, z tym co się dogadywałam najbardziej, ten co mnie lubi i co go nie denerwowałam. 
     - Aaa, wiem o kogo ci chodzi. Nazywa się Oliver. A w ogóle, to czego ty od niego chcesz? 
   - Widzisz, musi mi sprawdzić parę rzeczy, na których ja się nie znam. Mam powody, by wierzyć w to, że Bella żyje. - powiedziałam to z nadzieją i pozytywnym tonem.
     - Yhy. Serio wierzysz, że twoja przyjaciółka jednak żyje?
     - Tak. Mam do tego duże podstawy. 
     - Nie wnikam.
     - I o to się nie pogniewam. Masz do tego prawo. Zawsze mogę się mylić, ale oby nie. Dobra, lecę.
     Wybiegłam z domu jak kula pistoletu, wsiadłam do auta i natychmiast w wybrany dla siebie cel. 
     Na miejscu jak najszybciej ruszyłam w stronę starego, ale zadbanego budynku policji i weszłam do niego. Od razu skierowałam się w stronę, gdzie swoją siedzibę miał Oliver. Przypomniały mi się chwilę, gdy przychodziłam tam, ale w celu wyjaśnienia i zbadania śladów w sprawach w których pomagałam Richardowi. Weszłam do jego laboratorium szybko, ale w miarę spokojnie. Rozejrzałam się, a gdy go zobaczyłam przywitałam się. 
     - Cześć Oliver! Pamiętasz mnie jeszcze? 
    - Oo, cześć! Ja bym miał nie pamiętać? - Oliver również się przywitał oraz zadał pytanie. Śmiem twierdzić, ze nawet ucieszył się na mój widok. 
     - No wiesz, masz dużo roboty, możesz nie pamiętać. 
     - Jak nie jak, to kto ma pamiętać.  Na łowie mam cały komisariat. Musze pamiętać wszystko i informować o wszystkim i niczego ważnego nie zapomnieć. Poza tym, gdyby nie ty, to na tym posterunku byłoby nudno.
     - No w sumie racja. Znaczy z tym, że musisz wszystko pamiętać. 
     - A ciebie co tu do mnie sprowadza?
     - Musisz mi pomóc. 
     - Aha?
     - Tylko wiesz, nikomu ani słowa. 
     - Aaaa. Lubie takie rzeczy. Co masz? 
     - Sprawdź mi, czyja to krew, spróbuj ustalić do kogo należała ta bransoleta. A! I jeszcze te ślady krwi i fragment kurtki. Wiem, że możesz nic nie znaleźć, ale warto próbować. 
     - Ja nic nie znajdę? Aż tak we mnie wątpisz?
     - Nie, oczywiście że nie. A na kiedy będzie gotowe?
     - Na jutro. Przyjdź wieczorem, będzie mało ludzi. Poza tym, zrobię to póki nie mam roboty. I pewnie będę się śpieszył, żeby zdążyć, jak przyjdą policyjne sprawy.
     - Dobra, dzięki. To do jutra! 
     Pożegnałam się i szybko wyszłam, słysząc za sobą tylko "narka" Olivera. 
     Szybko idąc, wykonałam telefon do Richarda. Musiałam dowiedzieć się, kto jest w kostnicy. Musiałam się tam dostać. Dowiedzieć się pewnych rzeczy, ale musiałam zobaczyć ciało, które podłożone zostało jako ciało Belli. 


selena gomez selena gomez selena s gomez s

piątek, 22 lipca 2016

Rozdział 77.

     Na spokojnie weszłam furtką na działkę, gdzie niegdyś stał piękny dom z ogrodem, a w nim mieszkała moja przyjaciółka i jej rodzice. Znowu wspomnienia wróciły...
     Powoli przechadzałam się po pogorzelisku, gdzie na większości miejsca zamiast ogrodu, były belki i blachy z dachu. Ciekawe, czy ja tu coś w ogóle znajdę, pomyślałam. W końcu natknęłam się na ślady po tym jakby ktoś wcześniej tu kogoś ciągnął. Zrobiłam temu zdjęcie. Poszłam za śladami. Finalnie znalazłam krople krwi. Najpierw pojedyncze, a potem zwiększała się ich ilość aż w końcu ujrzałam fragment jakiegoś ubrania, które przesiąkniętą zaschniętą już krwią. Wzięłam to przez jakąś folię. Wróciłam się i kontynuowałam swój "spacer".
     Postanowiłam wejść do domu. Albo przynajmniej do tego, co z niego zostało. Wszystko w środku pokryte było czernią, popiołem i sadzami. Były tylko pojedyncze ślady dawnych barw, drewnianych elementów, czy mebli. Stanęłam na środku niegdyś salonu. Rozejrzałam się. Wpatrywałam się w każdy fragment tego pomieszczenia, przy tym powoli stawiałam kroki. Jak do tej pory nie mogłam narzekać na brak śladów. Moim oczom ukazały się na resztkach ocalonego okna jakaś bransoleta i fragment kurtka ze skóry. Wyglądało to wszystko na rzeczy męskie. Zauważyłam, że ślady po ciągnięciu kogoś były zaraz za gruzem i innymi odpadami po pożarze z dachu. To znaczyło, że prowadziły do tego okna, które było balkonowe i przy którym stałam. Poszłam na piętro domu. Musiałam być ostrożna, bo resztki dachu, i nie tylko, mogły spaść mi na głowę. Skierowałam się do dawnego pokoju Belli. Myślałam, że wszystko będzie spalone, jak wszędzie. I tak było, ale część łóżka i kąt pokoju za nim, ocalały. Zbliżyłam się do mebla. Przyglądałam się częściowo spalonej kołdrze. Delikatnie złapałam za jej róg dwoma palcami i odchyliłam, a tam była krew. O cholera, , pomyślałam i zrobiłam tym śladom zdjęcie oraz pobrałam próbki.
     Wyszłam z domu, a potem z posesji. Na chodniku spotkałam jakąś starszą kobietę. Wyglądała na sympatyczną. Wzięłam wyciągnęłam telefon i wybrałam aplikację dyktafonu, zbliżając się do niej włączyłam go. 
     - Dzień dobry. - pierwsza się odezwała. Trochę mnie to dziwiło, ale starsze osoby chyba tak mają. 
     - Dzień dobry. - odpowiedziała, starając się być miłą. 
     - Pani też dziennikarka z gazety? - spytała uprzejmie.
   - Nie, mam do tego miejsca sentyment. W tym domu kiedyś mieszkała, jeszcze nie dawno mieszkała moja przyjaciółka. - powiedziałam, mówiąc nie do końca wszystko. 
     - Aa, Izabelli! - powiedziała z radością starsza pani. - Oj, szkoda jej, była jeszcze taka młoda. 
     - Oj, tak tak. Była. - powiedziałam lekkim lekceważącym głosem, mając na świadomości, że moja przyjaciółka jednak żyje. - Może pani coś więcej widziała, albo słyszała o tym wypadku. To trochę dziwne co stało się najspokojniejszej rodzinie jaką znam. 
   - Bardzo dziwne. Podobno to było podpalenie. Tak policja mówiła, jak przyszła mnie wypytywać. A od sąsiadów słyszałam, że przed pożarem ktoś kręcił się koło domu. I jeszcze ten ktoś dziwnie się zachowywał. 
     - A tak z ciekawości, to te kamery działają? 
     - Tak. Pan Schmidke też został przesłuchany przez policję. 
     - Shmidke?
     - No tak. Pan Hans Schmidke, ten co ma ten monitoring.
     - Aha. No dobrze. Wie pani, ja muszę już iść. Muszę załatwić coś ważnego.
     - Ach ci młodzi, wszędzie się śpieszą i zawsze nie mają czasu. To do widzenia i jedź ostrożnie młoda damo. - powiedziała miła staruszka, przy okazji widząc, jak powili wyciągam kluczyki do auta, przygotowując się również do jazdy. 
     Gdy doszłam do swojego BMW, starsza kobieta zdążyła się już oddalić. Ja natomiast szybkimi ruchami wsiadłam do auta, włożyłam kluczyki do stacyjki, odpaliłam maszynę i odjechałam z piskiem opon, zawracając ślizgając tylnymi kołami, kręcąc u połowie, tak zwanego bączka.
     Będąc już w domu po raz kolejny do rąk wzięłam laptopa Richarda. Weszłam w odpowiedni program i wyszukałam niejakiego Hansa Schmidke, a po jego nazwisku udało mi się znaleźć jego firmę zajmującą się monitoringiem. Dzięki umiejętnością jakie pokazał mi jeden z chłopakó, tańczący niegdyś w mojej grupie tanecznej i udało mi się ogarnąć filmy z monitoringu z tego feralnego dnia. 

wtorek, 19 lipca 2016

Rozdział 76.

     - Ale ja przecież tamtego faceta nie znałam! - próbowałam się bronić.
     - Co nie zmienia faktu, że ten koleś, albo co gorsza jakiś inny świr postanowił się na tobie zemścić! - zawzięcie walczyła Kayla.
     - No nie wierzę... Naprawdę tak myślicie? Przecież od dłuższego czasu w nic się nie pakuje, a co za tym idzie, to nawet Richardowi nie pomagam. 
     - Powiem tylko tyle, że to jest najbardziej przypuszczalne, że jeden z oprychów próbuje się zemścić, albo do ciebie dotrzeć. - powiedziała Carly.
   - Co?! To jest ewidentnie jej wina! - rzuciła Kayla, krzycząc oskarżenie na mnie. Ja nie wytrzymałam i wściekła ruszyłam do wyjścia z parku. Byłam tak wściekła, że gdyby ktoś teraz by mnie w jakiś sposób zaczepił, to gotowa bym była go zabić. Choć to nie było w moim stylu. Nie zabijałam niewinnych i Bogu Ducha winnych ludzi. W drodze do domu kupiłam alkohol. Od tamtej pory, przez dłuższy czas prawie nie trzeźwiałam. Piłam dzień w dzień, chcąc o wszystkim zapomnieć. Jednak trzeźwiejąc wszystko powracało. Richard był na mnie tak wkurzony, że kazał mi nie wychodzić z pokoju, żeby mnie nie widzieć. Pozwolił wyjść wtedy, gdy przestane pić. Wcześniej jednak próbował mi pomóc w jakiś sposób, ale odrzucałam jakiekolwiek próby pomocy. Po niedługim czasie jakimś cudem uodporniłam się na alkohol. Przestałam pić, bo było to bez sensu. 
    Któregoś dnia, siedząc sztywno, jakbym była w transie, czy coś, na kanapie próbując skupić myśli. I nagle, jakby mnie olśniło. Przypomniał mi się (ponownie) dzień, w którym niby to moja przyjaciółka Bella została wynoszona na noszach pod czarnym workiem. I ten moment, wtedy, gdy ujrzałam jej dłoń. Poza bransoletki przypomniało mi się, że był tam pierścionek. Ale Bella nie nosiła pierścionków. Nienawidziła ich. Wtedy zdałam sobie sprawę, że to było co najmniej podejrzane i że coś się za tym kryje. Postanowiłam, że dla Belli wyjaśnię tę sprawę. Przychodziły mi myśli, iż ona tak naprawdę żyła. Nie byłam tego pewna, dlatego coś mi mówiło, abym ją odnalazła, albo przynajmniej dowiedziała się prawdy o tym całym pożarze. Bo co, jeśli Bella naprawdę żyje i potrzebna jest jej pomoc? Zmotywowana gwałtownie wstałam i wzięłam laptopa Richarda. Zastanawiałam się, od czego zacząć. Czego szukać.
    Weszłam do specjalnego systemu policyjnego. Wyszukałam sprawę z pożarem domu mojej przyjaciółki, w którym ponoć zginęła razem ze swoimi rodzicami. Zrobiłam kopie. Nie wiedziałam dokładnie co było najważniejsze, więc zrobiłam kopie wszystkiego, poprzez zapisanie niektórych rzeczy na komputerze, a niektórych po przez wydrukowanie ich. Dane z komputera przeniosłam na pen-drive'a, aby nie zaśmiecać Richardowi pamięci laptopa. Po za tym wolałam mieć to na swoim komputerze.
    Przeszłam do swojego pokoju i tam po włączeniu mojego komputera stacjonarnego i po podłączeniu pen-drive'a dokładnie się wszystkiemu przyglądałam. W raporcie napisano, iż wszystko wskazuje na to, że to był po prostu wypadek, ale jednak wszystko sprawdzono i można było przepuszczać, iż mogło to być podpalenie. Cholera, pomyślałam, mam nadzieję, że będzie coś więcej, że znajdę coś więcej... Na moje szczęście było zdjęcie z bliska ręki, która miała niby należeć do Belli. Moja hipoteza o tym, że to nie była dłoń rzekomo nieżyjącej Belli Evans sprawdziła się. Był na jednym z palców pierścionek, biżuterii, której moja przyjaciółka nienawidziła. Na dodatek na innej fotografii był widoczny fragment tatuażu. Bella nie miała żadnego tatuażu. Uważała je za niepotrzebne. Moje nadzieje o tym, że Evans żyje wzrosły, dlatego moje myśli intensywniej myślały nad tą sprawą. 
    Na drugi dzień wybrałam się na pogorzelisko. W dokumentach nie było żadnych nagrań z monitoringu, a przecież na tamtej ulicy były kamery. Po za tym chciałam się rozejrzeć po miejscu zdarzenia, okolicy i może popytać ludzi. Zaparkowałam swoim BMW tam gdzie zawsze. W tym momencie przypomniało mi się jak parkowałam w tym miejscu, a gdy szłam do Belli, ona już na mnie czekała. Smutno (co najmniej) mi się zrobiło. Wspomnienia wróciły. Na spokojnie rozejrzałam się, czy są kamery. Nie myliłam się. Były przy lampach. A jedna była skierowana w taką stronę, że na pewno obejmowała chociaż połowę posesji, gdzie mieszkała Bella. Czułam, że będę miała trochę pracy.




OD AUTORKI
No i kolejny rozdział napisany...
Czekam na opinie... (ktoś to w ogóle czyta?)
AKTUALIZACJA: Pisząc jeden z rozdziałów, musiałam coś sprawdzić i odkryłam, iż Bella ma na nazwisko 'Evans'. Tyle tych rozdziałów, że pewnych żeczy już nie pamietam XD

piątek, 15 lipca 2016

Rozdział 75.

    Siedziałam i nudziłam się na kanapie. Ostatnie dniu u mnie właśnie tak wyglądały. Nie było nawet jakichś głupich seriali w telewizji. Znudzona łaziłam po domu, ogrodzie bez celu. Postanowiłam wybrać się do Belli. Pomyślałam, że to ona przeważnie mnie odwiedza, więc może ja, co mam samochód, w końcu do niej pojadę. Wsiadłam do auta i ruszyłam. Zaparkowałam nieopodal posesji mojej przyjaciółki. Nie parkowałam u mniej, bo było zawsze mało miejsca, a dzięki temu stawałam sobie w cieniu. Przeszedłszy parę kroków, kliknęłam na pilot, aby zamknąć auto i tylko lekko się obróciłam, by zobaczyć czy światła migają, co było odpowiedzią na zamknięcie. Gdy już szłam normalnie z niewielkiego zakrętu ujrzałam początek miejsca, gdzie zamieszkiwała Bella. I tam prawie dostałam zawału. Nie wierzyłam w to co widzę. Nie dopuściłam tej myśli do siebie. Zaczęłam iść szybciej i coraz szybciej, aż w końcu biegłam. Na moich oczach był cały czas dom Belli, który zapewne jeszcze nie dawno stał w płomieniach, a teraz wydobywają się kłęby czarnego dymu z jego zgliszczów. Ogarną mnie niepokój. Jasna cholera, pomyślałam, i zaczęłam rozglądać się za swoją przyjaciółką. Za chwilę nogi się pode mną ugięły. Zobaczyłam trzy czarne worki, Nie wierzyłam, nie chciałam w to wierzyć. Nie przyjmowałam tego do wiadomości. Cały czas powtarzałam sobie, że to nie prawda. Ale podchodząc w takim szoku, ujrzałam jak z pod jednego worka, który właśnie zostaje podnoszony, wystaje ręka, a tam znajoma mi bransoletka, którą Bella nosiła. Cały czas ją nosiła, bo kiedyś to ja ją jej kupiłam na znak naszej przyjaźni. Zaczęłam coś krzyczeć, rzucać się i nawet nie wiem co jeszcze. To było coś strasznego. Nie ogarniałam, iż moja przyjaciółka nie żyje. Nawet nie zauważyłam obecności Richarda, który odwiózł mnie do domu moim autem. Ja zaś byłam jak kompletny czubek, psychol z psychiatryka. Zamknęłam się w sobie, nie odzywałam się. Ale nie płakałam. Nie wiedzieć czemu, nie płakałam. W mojej głowie pojawiły się myśli, czy ja zostałam pozbawiona uczuć, na dobre? 
    W nocy nie mogłam spać. Dużo wcześniej zaś dostałam wiadomość, że moje pozostałe trzy przyjaciółki chcą się spotkać w nasze miejsce w parku. Z racji tego, że zbliżała się owa godzina, postanowiłam tam pojechać.
    Byłam spóźniona. Szłam alejką w kapturze założonym na głowę i z rękoma w kieszeni bluzy. Nie przywitałam się. Ani słowa nie wypowiedziałam. Kompletnie nie wiedziałam, po co ja tam przyjechałam. Słuchałam jak Evelyn, Carly i Kayla gadają o tym, co się stało Belli oraz jej rodzicom. Jedna z nich mówiła, że policja ustaliła, iż to było podpalenie. Wtedy rozbrzmiała we mnie złość. 
    - A ty dlaczego się nie odzywasz ? - spytała mnie Kayla.
    - Nie wiesz, że to była jej najlepsza przyjaciółka? - spytała Carly.
   - No dobra, ale przyszłyśmy tu o tym porozmawiać, a nie stać ja posąg. - kontynuowała Kayla. 
    - Przesadzasz. - skarciła ją Carly. Ja natomiast znowu weszłam w zadumienie i nie słyszałam dalszej części rozmowy. W tym wszystkim coś mi nie pasowało. Kto by chciał się pozbyć najspokojniejszej rodziny jaką znałam? Mało mnie szlag nie trafił. Nie przypominałam sobie, aby Bella mówiła o jakichś problemach jej czy jej rodziców, gdzie by im grozili. Ona zawsze mówiła o swoich problemach. Nie dopuszczałam do siebie myśli, iż już jej nie zobaczę. Nagle usłyszałam podniesiony głos Evelyn.
    - Ej! A pamiętacie tą sytuację w naszym ulubionym miejscu do imprezowania i nie tylko? Jak tamten koleś, co bił się z Agnes? I groził, że się zemści?
   - No faktycznie. - odezwała się Carly. - A co, jeżeli to on? My też możemy czuć się zagrożone... - rozmawiały tak, jakby mnie tam nie było, co spowodowane było zapewne moim "wyłączeniem". Powoli zaczynałam się denerwować. 
    - To by oznaczało, że to przez nią! - krzyknęła Kayla.
    - Co?! - nagle krzyknęłam, na co one wszystkie drgnęły.
    - No tak. Ona ma rację. - rzuciła Evelyn pretensjonalnie. 
    - To ty masz kontakt z bandytami! - krzyknęła Carly, a mnie zatkało, jakbym po raz kolejny dostała kulkę. Ale tym razem prosto w serce... 


sad selena gomez

poniedziałek, 11 lipca 2016

Rozdział 74.

Był sobie ciepły, piątkowy wieczór. Umówiłam się razem z Bellą, Kaylą, Evelyn i Carly do naszego ulubionego lokalu. Już dawno nie byłyśmy gdzieś razem, dawno nie rozmawiałyśmy, przy okazji popijając jakiegoś drinka, czy nawet zwykłego piwa. Na początku trochę powspominałyśmy, potem opowiedziałyśmy co słychać i jakieś ciekawe lub głupie historyjki. Kiedy byłyśmy po paru drinkach, czy też piwach, każda piła co chciała, Kayla spytała mnie jak to jest dostać kulkę. Wtedy to już wszystkie się tym zainteresowały i musiałam opowiadać mniej więcej jak to było. Po dłuższym czasie moje kochane przyjaciółki powoli robiły się ledwo przytomne. Nic nie byłoby w tym dziwnego, gdyby nie to, że ja czułam się całkiem nieźle i kontaktowałam lepiej niż one. W dodatku na końcu naszej imprezy, to ja ich ewakuowałam z lokalu do taksówki. Na szczęście do domów potem trafiły same. Teraz miałam argument, żeby się z nich pośmiać czasami. Zazwyczaj to one śmiały się ze mnie.
Dnia następnego, czułam się dziwnie oszołomiona w głowie i chciało mi się pić, więc na dzień dobry wypiłam jeną czwartą dwu litrowej butelki wody. Mimo, iż ze mną nie było tak źle, Richard i tak śmiał się ze mnie, szczególnie, kiedy zobaczył jak piłam. Popatrzyłam się na niego z przymrużonymi oczami. Ignorując go, wzięłam swoją butelkę wody i poszurałam piętami w kierunku kanapy. Włączyłam telewizor i zaczęłam skakać po kanałach. Pozostałam przy jakimś głupim serialu. Oglądając na leżąco przysnęło mi się. 
Obudziłam się grubo po południu. Siadłam sobie na miejsce przed komputerem. Oczywiście aby gdy pojawiłam się na Facebook'u, skutkiem było natychmiastowe napisanie do mnie wiadomości przez Bellę. Ja od razu zastanowiłam się nad odpowiedzią, a następnie odpisałam. Chwilę porozmawiałyśmy i Bella wyskoczyła z kolejnym spotkaniem z resztą dziewczyn. "Jeszcze ci mało?" pomyślałam, ale za chwilę doczytałam, żeby spotkać się tak po prostu przy kawie. Nie miałam nic przeciwko.
Nazajutrz kolejnego dnia stawiłam się w umówione miejsce i w umówionym czasie razem z Bellą, Kaylą, Carly i Evelyn. Spotkałyśmy się tam, gdzie ostatnio. Na szczęście w naszym ulubionym lokalu podają nie tylko alkohol, ale i kawę. Nasz już zaznajomiony barman podśmiewywał się z moich przyjaciółek po ostatniej, niedawnej imprezie. Zważając na to, iż wtedy ja nie byłam aż tak nietrzeźwa jak one, śmiałam się razem z nim. Potem już rozmawiałyśmy w piątkę, a czasami dzieliłyśmy się na dwuosobowe grupki i gadałyśmy o odmiennych tematach. Podczas naszych rozmów w tle muzyki i gadających innych klijętów lokalu, coraz głośniej słychać było krzyki i zamieszanie. Zignorowałam to, do puki wrzeszczący koleś nie znalazł się niedaleko mnie. Obejrzałam się za siebie, a ten gdy mnie zobaczył, jakby szaleju dostał. Poza tym, był kompletnie pijany.
- To ty! - krzykną, a ja nie wiedziałam o co chodzi. Ten zaś rzucił się na mnie. Dusił mnie przez chwilę z racji tego, że byłam zaskoczona. W końcu uderzyłam go kolanem w brzuch, tym razem on się zdezorientował. 
- Wiesz kto to? - spytała Bella.
- Nieee. Nie mam zielo... -  nie dokończyłam, bo tamten ruszył na mnie z pięściami. Przychyliłam się lekko w lewo, by uniknąć ciosu, a następnie w prawo w tym samym celu. - ... nego pojęcia. - dopowiedziałam, a tamten znowu próbował mnie uderzyć, zablokowałam cios swoją dłonią, a potem drugą, wolną ręką uderzyłam go z całej siły w kość policzkową, aż go odrzuciło.
- Zapłacisz za to ! - kontynuował, ja nie wiedziała kompletnie o co chodzi. Ten zaś kontynuował i znowu chciał mnie uderzyć. Jego ruchy były przewidywalne, więc pierwsze dwa ciosy uniknęłam, ale blokując jego pięści, on uderzył mnie kolanem w brzuch. A potem jeszcze raz i jeszcze raz. W końcu kopnęłam go z prawej nogi. Stojąc do niego bokiem uderzyłam go piętą lewej nogi, robiąc półobrót. W wyniku tego upadł, chwilę pobył na podłodze i w końcu uciekł.
- Kto to był? - spytała Kayla.
- Znasz go? - następne pytanie zadała Carly.
- Nie mam pojęcia co to był za facet. Mam nadzieję, że nie narobi nam kłopotów.

selena gomez queen when you cry i cry

No ! I ruszyłam się z miejsca!
Czy ktoś tu w ogóle jeszcze zagląda? XD
Taa wiem, zaniedbałam bloga, ale to wina jest mojej weny, która mnie opuściła... Mam nadzieję, że będę pisała rozdziały częściej na blogu i że nie będą dla was nudne ;-)