wtorek, 19 lipca 2016

Rozdział 76.

     - Ale ja przecież tamtego faceta nie znałam! - próbowałam się bronić.
     - Co nie zmienia faktu, że ten koleś, albo co gorsza jakiś inny świr postanowił się na tobie zemścić! - zawzięcie walczyła Kayla.
     - No nie wierzę... Naprawdę tak myślicie? Przecież od dłuższego czasu w nic się nie pakuje, a co za tym idzie, to nawet Richardowi nie pomagam. 
     - Powiem tylko tyle, że to jest najbardziej przypuszczalne, że jeden z oprychów próbuje się zemścić, albo do ciebie dotrzeć. - powiedziała Carly.
   - Co?! To jest ewidentnie jej wina! - rzuciła Kayla, krzycząc oskarżenie na mnie. Ja nie wytrzymałam i wściekła ruszyłam do wyjścia z parku. Byłam tak wściekła, że gdyby ktoś teraz by mnie w jakiś sposób zaczepił, to gotowa bym była go zabić. Choć to nie było w moim stylu. Nie zabijałam niewinnych i Bogu Ducha winnych ludzi. W drodze do domu kupiłam alkohol. Od tamtej pory, przez dłuższy czas prawie nie trzeźwiałam. Piłam dzień w dzień, chcąc o wszystkim zapomnieć. Jednak trzeźwiejąc wszystko powracało. Richard był na mnie tak wkurzony, że kazał mi nie wychodzić z pokoju, żeby mnie nie widzieć. Pozwolił wyjść wtedy, gdy przestane pić. Wcześniej jednak próbował mi pomóc w jakiś sposób, ale odrzucałam jakiekolwiek próby pomocy. Po niedługim czasie jakimś cudem uodporniłam się na alkohol. Przestałam pić, bo było to bez sensu. 
    Któregoś dnia, siedząc sztywno, jakbym była w transie, czy coś, na kanapie próbując skupić myśli. I nagle, jakby mnie olśniło. Przypomniał mi się (ponownie) dzień, w którym niby to moja przyjaciółka Bella została wynoszona na noszach pod czarnym workiem. I ten moment, wtedy, gdy ujrzałam jej dłoń. Poza bransoletki przypomniało mi się, że był tam pierścionek. Ale Bella nie nosiła pierścionków. Nienawidziła ich. Wtedy zdałam sobie sprawę, że to było co najmniej podejrzane i że coś się za tym kryje. Postanowiłam, że dla Belli wyjaśnię tę sprawę. Przychodziły mi myśli, iż ona tak naprawdę żyła. Nie byłam tego pewna, dlatego coś mi mówiło, abym ją odnalazła, albo przynajmniej dowiedziała się prawdy o tym całym pożarze. Bo co, jeśli Bella naprawdę żyje i potrzebna jest jej pomoc? Zmotywowana gwałtownie wstałam i wzięłam laptopa Richarda. Zastanawiałam się, od czego zacząć. Czego szukać.
    Weszłam do specjalnego systemu policyjnego. Wyszukałam sprawę z pożarem domu mojej przyjaciółki, w którym ponoć zginęła razem ze swoimi rodzicami. Zrobiłam kopie. Nie wiedziałam dokładnie co było najważniejsze, więc zrobiłam kopie wszystkiego, poprzez zapisanie niektórych rzeczy na komputerze, a niektórych po przez wydrukowanie ich. Dane z komputera przeniosłam na pen-drive'a, aby nie zaśmiecać Richardowi pamięci laptopa. Po za tym wolałam mieć to na swoim komputerze.
    Przeszłam do swojego pokoju i tam po włączeniu mojego komputera stacjonarnego i po podłączeniu pen-drive'a dokładnie się wszystkiemu przyglądałam. W raporcie napisano, iż wszystko wskazuje na to, że to był po prostu wypadek, ale jednak wszystko sprawdzono i można było przepuszczać, iż mogło to być podpalenie. Cholera, pomyślałam, mam nadzieję, że będzie coś więcej, że znajdę coś więcej... Na moje szczęście było zdjęcie z bliska ręki, która miała niby należeć do Belli. Moja hipoteza o tym, że to nie była dłoń rzekomo nieżyjącej Belli Evans sprawdziła się. Był na jednym z palców pierścionek, biżuterii, której moja przyjaciółka nienawidziła. Na dodatek na innej fotografii był widoczny fragment tatuażu. Bella nie miała żadnego tatuażu. Uważała je za niepotrzebne. Moje nadzieje o tym, że Evans żyje wzrosły, dlatego moje myśli intensywniej myślały nad tą sprawą. 
    Na drugi dzień wybrałam się na pogorzelisko. W dokumentach nie było żadnych nagrań z monitoringu, a przecież na tamtej ulicy były kamery. Po za tym chciałam się rozejrzeć po miejscu zdarzenia, okolicy i może popytać ludzi. Zaparkowałam swoim BMW tam gdzie zawsze. W tym momencie przypomniało mi się jak parkowałam w tym miejscu, a gdy szłam do Belli, ona już na mnie czekała. Smutno (co najmniej) mi się zrobiło. Wspomnienia wróciły. Na spokojnie rozejrzałam się, czy są kamery. Nie myliłam się. Były przy lampach. A jedna była skierowana w taką stronę, że na pewno obejmowała chociaż połowę posesji, gdzie mieszkała Bella. Czułam, że będę miała trochę pracy.




OD AUTORKI
No i kolejny rozdział napisany...
Czekam na opinie... (ktoś to w ogóle czyta?)
AKTUALIZACJA: Pisząc jeden z rozdziałów, musiałam coś sprawdzić i odkryłam, iż Bella ma na nazwisko 'Evans'. Tyle tych rozdziałów, że pewnych żeczy już nie pamietam XD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz