piątek, 15 lipca 2016

Rozdział 75.

    Siedziałam i nudziłam się na kanapie. Ostatnie dniu u mnie właśnie tak wyglądały. Nie było nawet jakichś głupich seriali w telewizji. Znudzona łaziłam po domu, ogrodzie bez celu. Postanowiłam wybrać się do Belli. Pomyślałam, że to ona przeważnie mnie odwiedza, więc może ja, co mam samochód, w końcu do niej pojadę. Wsiadłam do auta i ruszyłam. Zaparkowałam nieopodal posesji mojej przyjaciółki. Nie parkowałam u mniej, bo było zawsze mało miejsca, a dzięki temu stawałam sobie w cieniu. Przeszedłszy parę kroków, kliknęłam na pilot, aby zamknąć auto i tylko lekko się obróciłam, by zobaczyć czy światła migają, co było odpowiedzią na zamknięcie. Gdy już szłam normalnie z niewielkiego zakrętu ujrzałam początek miejsca, gdzie zamieszkiwała Bella. I tam prawie dostałam zawału. Nie wierzyłam w to co widzę. Nie dopuściłam tej myśli do siebie. Zaczęłam iść szybciej i coraz szybciej, aż w końcu biegłam. Na moich oczach był cały czas dom Belli, który zapewne jeszcze nie dawno stał w płomieniach, a teraz wydobywają się kłęby czarnego dymu z jego zgliszczów. Ogarną mnie niepokój. Jasna cholera, pomyślałam, i zaczęłam rozglądać się za swoją przyjaciółką. Za chwilę nogi się pode mną ugięły. Zobaczyłam trzy czarne worki, Nie wierzyłam, nie chciałam w to wierzyć. Nie przyjmowałam tego do wiadomości. Cały czas powtarzałam sobie, że to nie prawda. Ale podchodząc w takim szoku, ujrzałam jak z pod jednego worka, który właśnie zostaje podnoszony, wystaje ręka, a tam znajoma mi bransoletka, którą Bella nosiła. Cały czas ją nosiła, bo kiedyś to ja ją jej kupiłam na znak naszej przyjaźni. Zaczęłam coś krzyczeć, rzucać się i nawet nie wiem co jeszcze. To było coś strasznego. Nie ogarniałam, iż moja przyjaciółka nie żyje. Nawet nie zauważyłam obecności Richarda, który odwiózł mnie do domu moim autem. Ja zaś byłam jak kompletny czubek, psychol z psychiatryka. Zamknęłam się w sobie, nie odzywałam się. Ale nie płakałam. Nie wiedzieć czemu, nie płakałam. W mojej głowie pojawiły się myśli, czy ja zostałam pozbawiona uczuć, na dobre? 
    W nocy nie mogłam spać. Dużo wcześniej zaś dostałam wiadomość, że moje pozostałe trzy przyjaciółki chcą się spotkać w nasze miejsce w parku. Z racji tego, że zbliżała się owa godzina, postanowiłam tam pojechać.
    Byłam spóźniona. Szłam alejką w kapturze założonym na głowę i z rękoma w kieszeni bluzy. Nie przywitałam się. Ani słowa nie wypowiedziałam. Kompletnie nie wiedziałam, po co ja tam przyjechałam. Słuchałam jak Evelyn, Carly i Kayla gadają o tym, co się stało Belli oraz jej rodzicom. Jedna z nich mówiła, że policja ustaliła, iż to było podpalenie. Wtedy rozbrzmiała we mnie złość. 
    - A ty dlaczego się nie odzywasz ? - spytała mnie Kayla.
    - Nie wiesz, że to była jej najlepsza przyjaciółka? - spytała Carly.
   - No dobra, ale przyszłyśmy tu o tym porozmawiać, a nie stać ja posąg. - kontynuowała Kayla. 
    - Przesadzasz. - skarciła ją Carly. Ja natomiast znowu weszłam w zadumienie i nie słyszałam dalszej części rozmowy. W tym wszystkim coś mi nie pasowało. Kto by chciał się pozbyć najspokojniejszej rodziny jaką znałam? Mało mnie szlag nie trafił. Nie przypominałam sobie, aby Bella mówiła o jakichś problemach jej czy jej rodziców, gdzie by im grozili. Ona zawsze mówiła o swoich problemach. Nie dopuszczałam do siebie myśli, iż już jej nie zobaczę. Nagle usłyszałam podniesiony głos Evelyn.
    - Ej! A pamiętacie tą sytuację w naszym ulubionym miejscu do imprezowania i nie tylko? Jak tamten koleś, co bił się z Agnes? I groził, że się zemści?
   - No faktycznie. - odezwała się Carly. - A co, jeżeli to on? My też możemy czuć się zagrożone... - rozmawiały tak, jakby mnie tam nie było, co spowodowane było zapewne moim "wyłączeniem". Powoli zaczynałam się denerwować. 
    - To by oznaczało, że to przez nią! - krzyknęła Kayla.
    - Co?! - nagle krzyknęłam, na co one wszystkie drgnęły.
    - No tak. Ona ma rację. - rzuciła Evelyn pretensjonalnie. 
    - To ty masz kontakt z bandytami! - krzyknęła Carly, a mnie zatkało, jakbym po raz kolejny dostała kulkę. Ale tym razem prosto w serce... 


sad selena gomez

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz