sobota, 18 stycznia 2014

Rozdział 34.

W parku siedziałyśmy w zupełnej ciszy do późna. Chyba tak długo, że spałyśmy na ławce siedząc i opierając się o siebie. Wyglądało to dość dziwnie. Zwykle na ławkach śpią pijaki. Obudził nas mój telefon. To był on. Poznałam jego numer, był prosty i łatwy do zapamiętania. 
- Słucham ?! - powiedziałam prawie z krzykiem do słuchawki.
- Napadniesz na bank z moim wspólnikiem. Wiem, że masz dwie spluwy, załatw sobie kominiarkę. Masz być w tym miejscu co teraz jesteś. Mój wspólnik przyjedzie starym, czarnym Chevroletem o czternastej. 
- Co? W dzień ? 
- A i to będzie jutro. Bez dyskusji, bo zrobię coś nieprzyjemnego twojej przyjaciółeczce.  Jak zrobisz coś po mojemu, powoli, krok po kroku będę ją zabijał. Chyba tego nie chcesz ? - powiedział wrednie i się rozłączył. Mimo wszystko, chciałam powiedzieć to komuś zaufanemu. W tamtym momencie przychodził mi do głowy tylko Christian. Mimo iż był gliniarzem. 
Roztrzęsiona szłam do przyjaciela, jednak miałam wątpliwości i miałam uczycie, że ten szaleniec mnie obserwuję. Bałam się, że zrobi coś Belli. Szłam, szłam jakbym chciała, a nie mogła. Ledwie podnosiłam nogi, moje pięty zaczepiały o chodnik, którym szłam, więc było słychać jak idę. Kiedy doszłam na miejsce, stanęłam przed drzwiami. oparłam się o ścianę obiema rękami po jednej i drugiej stronie, w końcu zadzwoniłam dzwonkiem i spuściłam głowę. Otworzyły się drzwi. Christian popatrzył na mnie, wiedząc, że coś się dzieje. Podniosłam głowę patrząc na niego. 
- Porwali Bellę - wykrztusiłam to z siebie. 
- Jak, jak to ?
- Zadzwonił do mnie jakiś facet, mówi żebym coś zrobiła, bo inaczej jej coś zrobi - w trakcie tych słów Christian wpuścił mnie do mieszkania. - Dziś zadzwonił i powiedział, że mam jutro napaść na bank z jakimś gościem co z nim współpracuję. 
- O kurde... - Christianowi zabrakło słów. 
- Na dodatek mamy zrobić to w dzień ! Kto normalny napada na bank w dzień ?!
- No, są idioci - powiedział pół żartobliwie Christian, nawet uśmiechnęłam się kącikiem ust. Usiadłam wygodnie na kanapie w salonie, a po chwili Christian przyniósł szklanki z wodą. 
- No to jak, być może, pojedziesz na akcję w sprawie napadu na bank, wiec, że to mogę być ja - mimo wszystko powiedziałam pół żartem. Trochę porozmawialiśmy, trochę posiedzieliśmy w ciszy i nawet nie wiem kiedy usnęłam. Obudziłam się leżąc na kanapie z głową na oparciu kanapy. Zadziwiająco się wyspałam. Patrząc na zegarek, była dziewiąta. Z kuchni wyszedł Christian, patrząc na mnie litościwymi oczami. 
- Może śniadanie? 
- Nie, nie jestem głodna - odpowiedziałam z przymróżonymi - muszę jeszcze skombinować kominiarkę. 
- Ja mam niepotrzebną, dają nam co jakiś czas nowe, a z tymi rób co chcesz. Dam ci - zaoferował Christian.
- Oo, bardzo dziękuję - powiedziałam. - W ogóle to dziękuję Ci, że mi pomagasz i wspierasz. 
- Od czego ma się przyjaciół powiedział i uśmiechną się. 
Na miejscu byłam kilka minut przed czasem. Przedmiotowo byłam gotowa, ale psychicznie, nie. A jeszcze bacznie obserwował mnie Sam, co mnie wkurzało coraz bardziej. Po chwili moich obserwacji, przyjechał do parku ten gość. Ruszyliśmy z piskiem opon i zauważyłam tylko ten bacznie obserwujący mnie wzrok Sama. 


Jest i kolejny =D 
Cieszę się z tego ;) 
Mam nadzieję, że się podoba...

1 komentarz: