niedziela, 26 stycznia 2014

Rozdział 41.

No, to szybko minął ten tydzień. trochę bałam się tego zdejmowania szwów, mimo, że robiono mi to nie pierwszy raz. Nie było jednak tak źle, ale rana pod piersią została nieruszona, bo doktor Kooks stwierdził, że "to paskudna rana i lepiej nich szwy nadal będą w razie czego". 
*
Miną kolejny tydzień. Kooks podjął się zdjęcia szwów z tej jednej rany, ja jednak bałam się, ze będzie coś z nią nadal nie tak. Pozwolili mi przynajmniej wstawać z łóżka. Mogłam pójść chociaż na spacer po korytarzu. Za kilka dni położyli koło mnie pewną dziewczynę, okazało się, że ma raka kość, ale był on nie złośliwy. Mimo wszystko biedaczka mogła doznać jakiegoś złamania nawet po małej wywrotce. Kiedy jakoś zaczęłyśmy rozmawiać, dziewczyna obdarzyła mnie swoim zaufaniem. miała na imię Carmen. Jej pają był taniec. W trakcie rozmowy okazało się, że mieszka niedaleko mnie. Pokazałam jej nawet kilka kroków tanecznych, ale od razu powiedziałam jej, ze za dużo pokazać nie mogę z powodu tej bolącej rany. Spodobało jej się, czego się nie spodziewałam. Spytała mnie o tą ranę, opowiedziałam jej całą tą historię, okazało się, że dużo było o niej w telewizji. "Brzmi jak z jakiegoś filmu akcji, co nie? No ale jednak to prawda"- powiedziałam ostatnie zdanie naszej rozmowy, bo przyszedł jej doktor. 
* * 
W końcu przyszedł czas na wyjście ze szpitala. Przez ostatnie kilka dni doktor Kooks trzymał mnie tylko z powodu tej rany, która naprawdę wyglądała i wygląda nieciekawie. Pakowałam powoli swoje rzeczy, myśląc o Carmen. Biedaczka spędzi w szpitalu jeszcze kawał czasu. Przeszkodą były pieniądze. Jakby zapłaciła to miała by szybciej operację, a tak musi czekać. Naprawdę mi jej szkoda. Wkrótce przyszedł po mnie Richard. Przytuliłyśmy się z Carmen, jak dwie najlepsze przyjaciółki, na pożegnanie. Nie chciałam żeby ona tam została. Wtedy było mi trochę trudno.W czasie drogi opowiedziałam o Carmen Richardowi. pod domem czekały na mnie moje przyjaciółki. Tak mi się miło zrobiło, że prawie rozpłakałam się. Im też potem opowiedziałam o Carmen. Też wspomniałam o grupie tanecznej, która ostatnio wpadła mi w głowę i nie przestaję o nie myśleć. Tego dnia i nocy cały czas spędziłam z dziewczynami. Podziwiały mnie za to co przeżyłam i co zrobiłam, ale ja uważałam to za nic. Nawet Rex z nami siedział, ale jak zrobiło się późno to poszedł do Richarda. Nie wiem jak udało mi się je wszystkie przenocować, w moim pokoju, ale same chciały być ze mną. 
Następnego dnia obudziłyśmy się prawie w tym samym czasie, skorzystałyśmy po kolei z toalety, ubrałyśmy się, zjadłyśmy śniadanie i pogadałyśmy. Przyszedł niestety czas na dziewczyny i musiały jedna po drugiej iść. Na samym ostatku wyszła zatroskana o mnie Bella. Przed wyjściem jeszcze chyba ze sto razy sprawdzała czy wszystko jest w porządku z moją raną i czy niczego mi nie brakuję. W domu byłam tylko ja i Rex, bo Richard Już dawno był o tej porze w pracy. Przez kilka dni siedziałam w domu. Myślałam o różnych rzeczach i w ogóle, ale nadal myśli zakrzątała mi sprawa Carmen. 
Pewnego dnia przyszła Bella i wyrwała mnie z domu. Poprowadziła do parku. Tam powoli zaczęłam słyszeć coraz głośniejszą muzykę. Za chwilę zobaczyłam Carly, która stała i przyglądała się naszej grupie, która tańczyła, a wśród ludzi były Evelyn i Kayla. Ucieszyłam się. Potem dowiedziałam się od Belli, że podczas mojej nieobecności grupa rzadko się spotykała. Potem powiedziała mi również, ze trwa bitwa taneczna między moją grupą, a niejakiej Katy i jej przyjaciółki Claudii, którym nieźle szło, ale patrząc na moją, to była amatorszczyzna. Mimo tej jednaj rany, przyłączyłam się do mojej grupy i zapomniałam o wszystkim, skupiłam się na tańcu.




Jest... 
Proszę o komenta =D 

1 komentarz: