poniedziałek, 20 stycznia 2014

Rozdział 36.

Jego słowa zamurowały mnie. Przecież Bella zawsze mi o wszystkim mówiła, z resztą ja jej też. Zaczynało mnie dręczyć pytanie : 'Czemu mi o tym nie powiedziała ?'. Zaskoczona usiadłam na ławce, do której musiałam przejść dwa kroki. 
- Mimo, że spotkaliśmy się już dawno, nie znamy swoich imion - powiedział delikatnie chłopak. 
- A... Tak.. Jestem Agnes - powiedziałam nadal zszokowana, a na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech w kąciku ust, który po chwili znikł. 
- Rob Bington - przedstawił się i on. 
- Czego masz inne nazwisko od ojca ? - spytałam po dłuższym namyśle - przecież z tego co pamiętam to nazwisko tego bandyty brzmiało Pay... Payson. 
- Tak - powiedział Rob - ale zmieniłem na nazwisko matki. Mimo wszystko nie chcę mieć z min nic wspólnego. 
- Aha. Nawet cię rozumiem. Kto by chciał mieć nazwisko kryminalisty. 
- No właśnie. 
- Wiesz co teraz będzie kazał nam zrobić ?
- Nie. Najpierw dzwoni do ciebie, potem do mnie i wszystko mówi szczegółowo. Wiem tylko to, że po nim można się wszystkiego spodziewać. 
- No to mogę się już bać - stwierdziłam, gdy w tym momencie zadzwonił mój telefon - o, o wilku mowa - powiedziałam do Roba i zaraz odebrałam - Halo ? 
- Będziesz się ścigać - powiedział on - z Robem, jak się nie mylę, poznaliście się już. Za trzy dni w tym miejscu co jesteście rozpoczniecie i zakończycie wyścig. Okrążycie park odpowiednimi ulicami. Jutro też tutaj masz stawić się o dziewiątej rano, Rob pokaże ci odpowiednią drogę - tymi słowami zakończył rozmowę i usłyszałam tylko dźwięk zakończonej rozmowy w telefonie. Po chwili zdałam sobie sprawę, że nie jestem dobrym kierowcą. i znów miałam problem. Nie wiedziałam co robić. Tym razem nie spałam, nawet na ławce. Chodziłam i myślałam o tym. 
Na drugi dzień, oczywiście, zrobiłam tak jak kazał  mi ten idiota przez telefon. Wstawiłam się w danym miejscu o tej godzinie co trzeba. Rob pokazał mi drogę i okazało się, że ją znam. Jednak problem dotyczący prowadzenia jakiegokolwiek auta został. Kiedy nadszedł wieczór usiadłam na miejscu w parku, które już od dłuższego czasu zajmuję, i myślałam co z tym fantem zrobić. Jeżeli tego nie zrobię, ten psychol może zrobić coś Belli, czego bałam się najbardziej. Po dłuższym namyśle, uświadomiłam sobie, mimo wszystko, że tym najbardziej zaufanym człowiekiem był... Richard. Postanowiłam, oczywiście nie od razu, do niego pójść, nie zważając na porę dnia, bo była już prawie dwudziesta druga. 
Kiedy już dotarłam stanęłam przed drzwiami. Oparta lewą ręką o futrynę drzwi, wzięłam głęboki wdech i wydech i zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi. Kiedy otworzyły się zabrakło mi na chwilę tchu. Ale po chwili zaczęłam mówić bez przerwy. 
- Nie zważając na przeszłość, przyszłam do ciebie, bo mam duży problem. A nawet dwa. Jeden to taki, że porwali Bellę - tu chwilę zatrzymałam się, aby wziąć oddech, wtedy też zobaczyłam posmutniałą minę Richarda - a drugi problem, to taki, że muszę się ścigać, a sam wiesz jakim jestem kierowcą. 
- Wejdź - powiedział tylko, pokazując ręką na wnętrze domu. Zaraz, kiedy weszłam, podszedł do mnie Rex. Zaskamlał, jakby wiedział o co chodzi. Szczerze mówiąc to tak myślałam, to mądry pies. Zaprowadził mnie do salonu, gdzie zwykle przesiadywałam. Za mną wszedł Richard. Ja usiadłam na kanapie, jak zawsze to robiłam, a on na przeciwko mnie na fotelu, a Rex usiadł przy moich nogach. 
- Pewnie słyszałeś o ostatnim napadzie na bank - powiedział. 
- Tak, było o tym głośno. 
- No więc musisz też pamiętać gościa, którego pomogłam wsadzić do pierdla na początku naszej znajomości. 
- No... Tak.. Ale co to ma do tego?
- Dużo. Oto chodzi, że on stoi za porwaniem i tym napadem, a teraz, jak mówiłam, każe mi się ścigać z Robem. 
- Kto to ? 
- Syn tego, no Payson'a. 
- A tak, przypominam sobie, też nam pomógł. 
- No właśnie, mało tego dowiedziałam się od niego samego, ze jest chłopakiem Belli. Ale mi chodzi prowadzenie samochodu. Przyszłam cie prosić o pomoc w nauce jazdy - i tu nadeszła cisza. 
- Oczywiście, że ci pomogę - przerwał w końcu tę ciszę Richard. - Znam nawet dobre miejsce do tego. 
- Chociaż jedna dobra wiadomość, bo mamy mało czasu, tylko dwa dni - stwierdziłam. Potem gadaliśmy normalnie jak kiedyś, czego mi brakowało. Cieszyłam się z tego. mimo okoliczności. Wtedy też spałam w swym pokoju, w swym łóżku. Na półkach był gruby kurz, więc domyśliłam się, że od czasu mojej nieobecności nikt tu nie sprzątał. Miałam zamiar się wyspać, bo dnia następnego miałam mieć pierwszą lekcję jazdy samochodem, przed którą oczywiście się denerwowałam. 


Łojojoj ale długi. 
Ale chyba to dobrze, co nie ? 
Już jutro kolejny mam nadzieję.
A może nawet dwa =D 

1 komentarz: