niedziela, 19 stycznia 2014

Rozdział 35.

Kilka minut przed dotarciem na miejsce, tajemniczy kazał nałożyć mi kominiarkę, na miał swoją już na sobie. Przed wyjściem z samochodu, sprawdziliśmy broń. Pistolety były naładowane i odblokowane. Założyliśmy kaptury i ze spuszczoną głową szliśmy do celu. Ja bardziej za nim. Weszliśmy do budynku. Ludzie normalnie pracowali, zakładali konta, podpisywali umowy, brali kredyty, wpłacali pieniądze, nie wiedząc, co ich za chwilę spotka. 
Nieznajomy nagle zaczął wrzeszczeć : 
- Na ziemię ! To jest napad ! 
- Na ziemię ! Wszyscy na ziemię ! - też krzyknęłam, kiedy po kucnięciu wyjęłam spluwy z pokrowców, które miałam na kostkach. 
- Na ziemie ! Ty pakuj pieniądze ! - krzyknął do jednej z pracownic tego budynku. 
- Gleba ! Gleba ! Gleba ! - wykrzyknęłam z wyciągniętymi na bok rękami z pistoletami. - Gleba ! Jeżeli ktoś się ruszy, bez wahania strzelę ! - kolejny raz krzyknęłam. - A nie chcę tego zrobić ! - dodałam po chwili. Po chwili też zapomniałam o wszystkim i aby zauważyłam ruch strzeliłam. Wtedy nie myślałam o tym, że ktoś zostanie ranny, zginie. Po prostu czułam się jak terrorysta, który na nic nie zważa. Za chwilę przekonałam się i dotarło do mnie, że wokół budynku jest mnóstwo policji. A kobieta, którą trafiłam, właśnie umiera. Znów złapałam doła, ale nie ukazywałam tego i nadal zachowywałam się jak terrorysta. Mój 'wspólnik' skończył ładowanie pieniędzy i wziął zakładniczkę... Mała dziewczynka, może nie taka mała ale może tak w wieku piętnastu lat, ale to jeszcze nie dorosła i zostanie jej to na całe życie. Widząc, że mamy zakładnika, zrobili nam przejście.W ostatniej chwili zauważyłam, że wśród otaczających nas policjantów stoi Christian i obserwuję mnie idącą tyłem osłaniając tego mojego 'wspólnika'. Wzrokowo poznaliśmy się z Slaterem. Kiedy dotarliśmy do miejsca gdzie stał nas samochód, tajemniczy nieznajomy wypuścił przestraszoną zakładniczkę. Szybko weszliśmy do auta i odjechaliśmy. Nieznajomy odwieść miał mnie do parku. Po dotarciu do tego miejsca, gwałtownie wysiadłam z ledwie zatrzymanego samochodu. Zdjęłam kominiarkę z wściekłością, nadal miałam pistolety. Słyszałam, że za mną podąża nieznajomy. Już bez kominiarki zatrzymał mnie i starał uspokoić. Zobaczywszy jego twarz, wydawała mi się znajoma. 
- Ona nie powinna zgiąć ! Rozumiesz ?! Nie powinna ! - miałam coraz głębsze wyrzuty sumienia, zabiłam niewinną osobę. - Wiesz gdzie powinnam teraz strzelić ? Tu ! Rozumiesz ?! Tu ! - stanęłam przed nim krzycząc i przystawiając sobie pistolet do głowy, wtedy tylko o tym myślałam. Jednak po kilu minutach opuściłam pistolet, zawisną obciążając moją rękę. - Mam ochotę zabić - powiedziałam myśląc o tym, co porwał moją przyjaciółkę. 
- Szczerze ? - odezwał się nieznajomy, jakby wiedział o kogo mi chodzi. - Ja też mam tę samą ochotę. 
- Ta, tylko dlaczego akurat ja ? 
- No jak wsadziłaś kogoś do paki, to się tak nie dziw - powiedział, a mnie nagle olśniło. 
- Czekaj, czekaj... To ty wtedy mi pomogłeś - zaczęłam kojarzyć twarz tego, co porwał Bellę, co kiedyś pomogłam wsadzić go pierdla na początku mojej znajomości z Richardem, trzy lata temu. 
- Tak to ja Ci pomogłem. 
- No ale dlaczego ty odwaliłeś tę najbardziej brudną robotę ? To na mnie przecież się mści. 
- Nie ma się wyboru, jak jest się jego synem. 
- O... kurde...
- I nie chcę, aby coś stało się Belli. 
- To ty ją znasz ? 
- Tak, przecież to moja dziewczyna.



Jest =D 
Ale się dzieję =D 
Zapraszam na następny, który najprawdopodobniej będzie jutro =D

1 komentarz: