Moje przemyślenia przerwał jakiś chińczyk, podał mi rękę. Ja popatrzyłam na niego i podając mu swoją rękę wstałam. Trochę byłam zmieszana, nie wiedziałam o co chodzi. Przedstawił się. Jego nazwisko brzmiało Han. Okazało się że to on odgonił tę grupę debili co jeszcze nie tak dawno zlali tego chłopaka i mnie. Nie wiem czy mogłam mu zaufać. Ale zaryzykowałam . I tak dużo nie miałam do stracenia. Poszliśmy do jego domu. Ku mojemu zdziwieniu po drodze opowiedziałam mu całą swoją historię, oraz jak znalazłam się w Chinach. Widziałam że jego też coś męczy. Nie nalegałam aby mi opowiedział. W końcu ledwie się znamy. Rozumiałam go.
Wchodząc do jego mieszkania, trochę się zdziwiłam bo w środku zobaczyłam stojący na środku rozbity samochód i takie duże wejście na taras. Mimo tego nie zapytałam o co chodzi. Usiadłam na schodkach w tym wejściu na taras i znów zaczęłam myśleć., o tym wszystkim co mnie spotkało. Pan Han, bo tak zdecydowałam że będę się do niego zwracać ponieważ był dużo starszy ode mnie, przyniósł mi herbatę i usiadł koło mnie. Trochę pogadaliśmy.
Z rana zrobiła się czternasta. Ku mojemu zdziwieniu pojawił się ten chłopak, któremu chciałam pomóc. Miał na imię Dre Parker. Okazało się, że niedawno się przeprowadził tu razem ze swoją mamą, Sherry Parker, z powodu właśnie jej pracy. Całkiem sympatyczny był z niego chłopak.
Okazało się również że pan Han umie Kung-Fu, co mnie zainteresowało i Dre u niego ćwiczy do zawodów. A z tymi zawodami to dziwna sprawa. Ten gościo co pobił Parkera też trenował Kung-Fu w specjalnej szkole. Pan Han poszedł z nim tam, aby się tam uczył sztuk walki. Jednak doszło do tego że pan Han musi go uczyć do zawodów, aby pokazać że bardzo dobrze zna Kung-Fu. Głębszych konkretów nie znam.
Z tego co wiem Dre interesował się sztukami walki. W nowej szkole niezbyt był lubiany.
Ich treningi wyglądały dość dziwnie. Dre musiał zdjąć z siebie kurtkę, zawieść a potem zdjąć z wieszaka, następnie upuścić ją, podnieść i znów założyć. I tak na okrągło całymi godzinami i dniami. Ja nie wiedziałam o co za bardzo chodzi w tym "ćwiczeniu".
Któregoś dnia, Dre się wkurzył, bo nic innego nie robił. Jednak się mylił, jak samo jak ja. Pan Han pokazał że z takiej głupiej czynności jak zdejmowanie, wieszanie, opuszczanie czy zakładanie kurtki może się okazać dobrym manewrem ochrony. Podobało mi się to. Sama bym trenowała i chciałabym aby i mnie czegoś nauczył, ale niestety rana była świeża, bark jeszcze bolał. Brzuch z resztą też, ale na szczęście już trochę mniej.
Jakieś zdjęcie jest. Innego nie znalazłam tylko to z mojego bloga. Kojarzy mi się z wyjściem ze szpitala, nie wiem czemu. Idę kończyć zupę i potem pisać kolejny rozdział na jutro =D Ale nadal nie ma tylu komentarzy... No ale co zrobić jak lenie nie piszą ;D Bez obrazy. No to ja spadam.
Narka!
KOCHAM Twoje opowiadanie! Jest naprawdę świetne... Takie ciekawe, że poważnie nie da się oderwać. Skąd ten pomysł? Cudowne <3 Czekam na więcej. :)
OdpowiedzUsuń